Powszechnie znana jest moje pogardliwe podejście do instytucji telewizji. Dziękuję więc Bogu (a może raczej amerykańskiej agencji DARPA?) za rozwój internetu i umożliwienie mi oglądania seriali online.
Jak do tej pory, jedynie dwa seriale uznałam za warte opisania na moim filmowym blogu. Była to "Gra o tron" (trzecia seria już 31 marca!) oraz "Mildred Pierce". Dzisiaj dołączy do nich trzeci tytuł - "Downton Abbey".
Choć z opisu wydaje się być angielską wersją "Dynastii", w rzeczywistości jest dowodem, że znakomite seriale powstają nie tylko w Ameryce. Zalety to przede wszystkim przepiękne i na wskroś angielskie plenery - serialowe Downton Abbey to w rzeczywistości realnie istniejące Highclere Castle w Berkshire, przeżywające w ostatnich czasach najazdy fanów.
Fabułę serialu, choć nieco skomplikowaną, śledzi się z przejęciem, rozbawieniem, a czasami wzruszeniem. Dotyczy ona rodziny z wyższych sfer, z apodyktycznym, choć poczciwym lordem Granthamem (Hugh Bonneville) na czele. Niczym Robert Altman w "Gosford Park" (polecam!), twórcy serialu otwierają przed nami nie tylko reprezentacyjne pokoje, ale również sypialnie, biblioteki, a co najważniejsze - również pomieszczenia zajmowane przez służbę, która w serialu pełni równie ważną rolę jak mieszkająca piętro wyżej arystokracja.
"Downton Abbey" można potraktować jako podszkolenie swoich umiejętności językowych oraz rozwój wrażliwości emocjonalnej. Albo czystą (choć nieco snobistyczną) rozrywkę.
[Mała próbka - http://www.youtube.com/watch?v=s0AbTiBYrbg - muzyka tytułowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz