niedziela, 28 lutego 2016

Oscary 2016

Już po Oscarach. Jednak zanim pójdę spać, aby nadrobić tych kilka godzin spędzonych przed telewizorem, powiem jedno: cieszę się. Cieszę się przede wszystkim "negatywnie", ponieważ pretensjonalna i rozwleczona do granic możliwości (choć też po mistrzowsku zrealizowana) "Zjawa" nie otrzymała Oscara w kategorii najlepszy film. Sprzed nosa zgarnął mu go "Spotlight" - kameralny i trącący myszką film na wyjątkowo trudny temat.



Cieszę się również, że:

1. Najwięcej nagród (zwłasza w kategoriach technicznych) zdobył zrealizowany z oszałamiającą energią "Mad Max: Na drodze gniewu".
2. Zachwycająca  Alicia Vikander została nagrodzona za rolę delikatnej heroiny z "Dziewczyny z portretu".
3. Doceniono reakcję Brie Larson na zamknięcie w "Pokoju".
4. Mistrz Ennio Morricone z prawdziwym wzruszeniem odebrał Oscara za znakomitą muzykę do "Nienawistnej ósemki".

Nie cieszy mnie: 

1. Bardzo słaby prowadzący tegorocznej gali.
Chris Rock nie udźwignął przepychu Akademii, ceremonię prowadził sztywno, myślą przewodnią czyniąc właściwie jeden tylko wątek: nierówności rasowe. Zaowocowało to ogromną ilością wyciągniętych niemal spod ziemi czarniskórych celebrytów i artystów, którzy byli tam w jednym tylko celu: świadczenia o chęci Akademii do naprawy swoich dotychczasowych błędów. Drodzy państwo - nie tędy droga!
2. Nagroda za reżyserię dla Alejandro G. Innaritu.
Nie odmiawiam mu talentu i ambicji, odmawiam jedynie oglądania jego filmów. Męczę się na nich przepotwornie, przytłaczają mnie bowiem ciężarem przemyśleń i posiadaniem odpowiedzi na wszystkie zagadki wszechświata.

Poniżej pełna lista nagrodzonych. Dobranoc!

NAJLEPSZY FILM 
"Spotlight"

NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY
Leonardo DiCaprio - "Zjawa"

NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA
Brie Larson - "Pokój"

AKTOR DRUGOPLANOWY 
Mark Rylance - "Most szpiegów"

AKTORKA DRUGOPLANOWA 
Alicia Vikander - "Dziewczyna z portretu"

NAJLEPSZY REŻYSER 
Alejandro G. Inarritu - "Zjawa"

SCENARIUSZ ADAPTOWANY
Adam McKay i Charles Randolph - "Big Short"

SCENARIUSZ ORYGINALNY 
Tom McCarthy, Josh Singer - "Spotlight"

FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
"Syn Szawła"

DOKUMENT
"Amy"

ANIMACJA 
"W głowie się nie mieści"

PIOSENKA 
Writing's On The Wall - "Spectre"

MUZYKA 
Ennio Morricone - "Nienawistna ósemka"

ZDJĘCIA 
Emmanuel Lubezki - "Zjawa"

MONTAŻ 
"Mad Max: Na drodze gniewu"

EFEKTY SPECJALNE 
"Ex Machina"

DŹWIĘK 
"Mad Max: Na drodze gniewu"

MONTAŻ DŹWIĘKU 
"Mad Max: Na drodze gniewu"

SCENOGRAFIA 
"Mad Max: Na drodze gniewu"

KOSTIUMY 
"Mad Max: Na drodze gniewu"

CHARAKTERYZACJA 
"Mad Max: Na drodze gniewu"

FILM KRÓTKOMETRAŻOWY 
"Stutterer"

KRÓTKOMETRAŻOWY DOKUMENT 
"A Girl In The River: Price of Forgiveness"

KRÓTKOMETRAŻOWA ANIMACJA 
"Niedźwiedzia opowieść"

czwartek, 18 lutego 2016

"Deadpool"

Trudno określić mój początek lutego inaczej niż "seria niefortunnych zdarzeń". Ale koniec z tym - czas zacząć odkopywać się spod sterty "to do" list i nadrobić wszystkie zaległości.



Moja tłumiona na co dzień, feministyczna natura, obruszyła się odrobinę przy okazji kampanii reklamowej Deadpoola, czyli najnowszej ekranizacji komiksu Marvela. Otóż sugerowano w niej, że wykonanie na wzór komedii romantycznych plakatu oraz ustalenie daty premiery na walentynkowy weekend wystarczy, by tłumy rozanielonych młodych kobiet uznało go za doskonały pretekst do wyjścia do kina na romantyczną randkę z ukochanym. Zacisnęłam jednak zęby, pośmiałam się nieco z tego, bądź co bądź, udanego żartu i sama z przekorą zarezerwowałam bilety na 14 lutego. Ciekawym jest, że Deadpool ukazuje się być dokładnie tym, z czego się wyśmiewa - a więc historią miłosną. Oczywiście mocno ubarwioną, pokrętną i przyprawioną pieprznym humorem - ale jednak love story.


Pracujący jako pięści do wynajęcia drobny przestępca Wade Wilson (Ryan Raynolds z wyraźnym PTSD po Zielonej Latarnii) zakochuje się ze wzajemnością w prostytutce Vanessie (jak zwykle wspaniała Morena Baccarin). Choć ich szalony romans szybko przeradza się w stabilny związek, to bohaterom nie dane jest długo cieszyć się swoim szczęściem - nieuleczalna choroba Wade'a powoduje, że ten opuszcza ukochaną, by poddać się eksperymentalnej terapii, w wyniku której (to raczej nie spoiler) zostaje tytułowym Deadpoolem.


Marvel, zachęcony sukcesem intertekstualnych Strażników Galaktyki i przepełnionego humorem Ant-Mana zdecydował się pójść o krok dalej i zrealizować film w wyjątkowo niebezpiecznej kategorii "R" (jak tłumaczy Wikipedia: "R - Restricted. Under 17 requires accompanying parent or adult guardian. Contains some adult material. Parents are urged to learn more about the film before taking their young children with them"). Z jednej strony, należące do tej kategorii filmy mogą pozwolić sobie na znacznie więcej pod względem języka, obyczajowości i przemocy, jednak równocześnie, widownia do której trafiają jest znacznie uszczuplona. O dziwo, w przypadku Deadpoola kategoria R nie wpłynęła negatywnie na ilość widzów, lecz na jego jakość. Film utracił przez nią wiele lekkości, a wulgarne żarty które miały nas szokować, przypominają podśmiechiwania gimnazjalistów. Podobnie narracyjne szaleństwo, w którym retrospekcje łączą się z przełamywaniem czwartej, a nawet szesnastej ściany nie zachwycają sprawnością wykonania, lecz raczej próbują być "fajne i szalone", wyraźnie na siłę.

Tak się teraz kręci filmy. 
Jak pokazują wyniki box-office'u, z pewnością doczekamy się kolejnych odsłon przygód Deadpoola. Mnie osobiście to nie cieszy - to zdecydowanie nie ten rodzaj cwaniactwa, które Kaje lubią najbardziej. Najwyższy czas na pachnącego popcornem i gwiaździstym sztandarem Kapitana Amerykę (Captain America: Civil War już 6 maja!).

wtorek, 2 lutego 2016

"Nienawistna ósemka" / "The Hateful Eight"

I znowu mu się udało - Quentin Tarantino przez trzy godziny projekcji utrzymał w ryzach moją rozszalałą percepcję. Powiem nawet więcej - w pełni wciągnął mnie do przedstawionego w Nienawistnej ósemce śnieżnego Wyoming i przekonał, że słuchanie kilkuminutowych monologów na temat czarnych penisów może być zadziwiająco satysfakcjonujące, a martwą westernową konwencję warto od czasu do czasu reanimować.


Truizmem jest oczywiście stwierdzenie, że wojna secesyjna nie skończyła się 9 kwietnia 1865 roku, kiedy to generał Lee podpisał kapitulację wojsk Południa w Appomatox. W mentalności i umysłach ludzi trwała jeszcze przez wiele lat, a co odważniejsi stwierdzą pewnie, że trwa nadal, bowiem rasowe podziały i pleniący się rasizm są jej bezpośrednią konsekwencją. Do tego stwierdzenia zdaje się przychylać Tarantino, który zamykając swoich bohaterów w zajeździe na odludziu, tworzy z nich miniaturową Amerykę, ze wszystkimi jej demonami stłoczonymi na kilkunastu metrach kwadratowych.


Oczywiście oprócz wątku rasowego toczy się w Nienawistnej ósemce również intryga kryminalna - łowca głów (Kurt Russel) transportuje pojmaną przez siebie przestępczynię (Jennifer Jason Leigh) na stryczek, podobnie jak czarnoskóry ex-kawalerzysta (Samuel L. Jackson), który wiezie do najbliższego miasta zwłoki poszukiwanych złoczyńców w celu uzyskania nagrody. Gwałtowna śnieżyca uniemożliwia im jednak dalszą podróż, dlatego zatrzymują się w przydrożnym zajeździe - Pasmanterii Minnie, w której przebywa jeszcze kilku podobnych im podejrzanych typów. Zarówno widz, jak i bohaterowie, szybko orientują się, że nikt tu nie jest tym, za kogo się podaje, a mała drewniana chata kryje w sobie wiele tajemnic.


Dość klasyczna (jak na Tarantino) narracja sprawia, że możemy rozsmakować się w filmowych dialogach, bez obawy przez utratą istotnych treści. Choć nie znaczy to, że reżyser jest wobec nas w pełni uczciwy - z uśmiechem na ustach zwodzi widzów, podrzucając błędne tropy, wyraźnie wyśmiewając znane z kryminałów konwencje. Również obsada nie zawodzi - angielski akcent Tima Rotha stanowi miłe urozmaicenie po serii filmów z Christophem Waltzem (którego Anglik wyraźnie zastępuje), umorusana gulaszem i krwią Jennifer Jason Leigh stanowi kwintesencję szaleństwa, a Samuel L. Jackson przechodzi samego siebie, demonstrując pełen aktorski warsztat.


Szkoda, że Akademia nie doceniła Nienawistnej ósemki i przyznała jej nominacje jedynie za zdjęcia, muzykę (jak zawsze mistrzowski Ennio Morricone) i rolę Leigh. Na szczęście my widzowie, możemy naprawić błąd oscarowych decydentów i głośno zachwalać niezwykły spektakl zafundowany nam przez Tarantino.

(P.S. - Zwróćcie uwagę na napisy początkowe. Tak, to prawda, w tym filmie gra Channing Tatuum)