czwartek, 26 marca 2015

"Sils Maria" / "Clouds of Sils Maria"

Jest w "Sils Maria" scena, w której młody reżyser debiutant (Brady Corbet), spotyka się z dojrzałą aktorką (Juliette Binoche) i proponuje jej rolę w filmie science-fiction. Zapewnia, że będzie to dzieło oryginalne, wymykające się ramom gatunku, przynależące naraz do wszystkich czasów. Chłopak gardzi współczesnością i towarzyszącym jej plotkom o celebrytach, tweetach i szaleńczej bieganinie.


Tego rodzaju film udało się zrobić francuskiemu reżyserowi (i krytykowi filmowemu - to taki następca François Truffaut) Olivierowi Assayasowi. "Sils Maria", choć przepełniona jest współczesnymi wątkami dotyczącymi sławy, potęgi internetu i ciągłej obecności telefonów komórkowych, jest właściwie filmem staromodnym. Odbywającą się w zamkniętych przestrzeniach psychodramą, przerywaną przepięknymi widokami na szwajcarskie Alpy.


Film opowiada historię 40-letniej aktorki (Binoche), która otrzymuje propozycję zagrania w przedstawieniu teatralnym, zakochanej w młodej dziewczynie szefowej dużej firmy. Kobieta ma poważne wątpliwości czy podjąć się zadania - w przeszłości zagrała już w tej sztuce, wcielając się w rolę młodej uwodzicielki. Wraz ze swoją asystentką (Kristen Stewart) przybywa do domku w górach należącego do jej zmarłego przyjaciela - pisarza (a zarazem autora sztuki) by tam szukać inspiracji do roli.


Trudno zrekonstruować fabułę filmu, podobnie jak trudno uchwycić wszystkie, występujące w nim wątki, z których żaden nie wybija się na pierwszy plan. Problemy starzejącej się aktorki, która próbuje poradzić sobie z upływem czasu, przeplatają się z lekkim homoerotycznym napięciem, jakie rodzi się pomiędzy kobietą, a jej asystentką, będące przełożeniem relacji bohaterek ze spektaklu. Występuje tu też odwieczny motyw teatru w filmie i postawione zostają pytania o jego rolę we współczesności oraz korespondencję z prawdziwym życiem. Nie można też zapomnieć o pobocznej opowieści o młodej, niepokornej aktoreczce (Chloe Grace Moretz), która próbuje łączyć wielką sztukę z graniem w superprodukcjach o mutantach w kosmosie.


"Sils Maria" nie jest jednak przygnębiającą udręką, którą trudno się ogląda. Jest świetnie zagrana, głównie za sprawą niezwykłej Juliette Binoche, pokazującej twarz inną od tej, znanej nam z reklam banku i beznadziejnego epizodu w "Godzillli". "Sils Maria" zachowuje niezwykłą lekkość, a jej wielowątkowość sprawia, że każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Jak najbardziej można.

piątek, 20 marca 2015

"Chappie"

Neill Blomkamp opuścił wreszcie sztuczne "Elizjum" i wrócił do swojego prawdziwego żywiołu, Johannesburga. To właśnie w tym, pełnym sprzeczności mieście, gdzie slumsy graniczą z dzielnicami dla bogaczy, rozgrywa się akcja najnowszego filmu Blomkampa - "Chappie". Miasto nie jest jedynie tłem dla historii tytułowego bohatera, to jeden z równoznacznych bohaterów, balansujący na granicy równowagi psychicznej, potrzebujący ciągłej kontroli. 


Głównym bohaterem filmu "Chappie" jest obrażony ludzką świadomością robot o tym imieniu, stworzony przez młodego inżyniera Deona (w tej roli milioner z indyjskich slumsów - Dev Patel), znudzonego pracą dla przedsiębiorstwa zbrojeniowego. Firma zarządzana przez żądną sukcesów panią bizneswoman Michelle Bradley (Sigourney Weaver) sprzedała właśnie lokalnym oddziałom policji dużą ilość mechanicznych funkcjonariuszy - robotów Skautów. Nie wszystkich cieszy jednak powodzenie firmy - były komandos Vincent Moore (Hugh Jackman we fryzurze czeskiego piłkarza) nie może zrozumieć dlaczego jego projekt potężnego (i brzydkiego) robota bojowego "Łosia" nie zyskał należnego rozgłosu. 


Chappie jest wyposażony w prawdziwą sztuczną inteligencję, jednak po włączeniu zachowuje się jak dziecko. Musi nauczyć się mówić, chodzić, zachowywać w towarzystwie innych ludzi. Niestety, zadanie szkolenia Chappiego zostaje odebrane Deonowi, gdy jego twór zostaje ukradziony przez żyjących w opuszczonej fabryce skłotersów-gangsterów. 


Fabuła "Chappiego" aż ugina się pod ciężarem wątków pobocznych, niezwykłych zabaw formalnych i nawiązań popkulturowych do gier i filmów - na przykład "Szklanej pułapki" "Forresta Gumpa".To wszystko zupełnie jednak nie przeszkadza, a odnajdywanie motywów staje się znakomitym urozmaiceniem seansu. W rolach przestępców zobaczyć można ekscentrycznych członków zespołu Die Antwood, których utwory obecne są również w ścieżce dźwiękowej do filmu. 


Film nie jest jednak bezrefleksyjną papką, idealnym pretekstem do zjedzenia beczki popcornu. Zadaje bardzo wiele istotnych pytań, na temat istoty bycia człowiekiem, międzyludzkich więzi, a nawet problemu przemijania. I choć wiele jest w nim absurdów przypisanych już na zawsze do gatunku science-fiction (jak na przykład kompilowanie terabajtowego kodu w dwie godziny), to całość zaskakuje swoją nieoczekiwaną głębią. Pełen przerażenia krzyk Chappiego: "Chappie has fears! Chappie has fears! No more fears!" czyni z niego najbardziej ludzkiego z bohaterów, a jego relacja z przybraną matką sprawia, że mamy wrażenie oglądania historii o bardzo zagubionym dziecku. 

Zdecydowanie polecam. 



sobota, 7 marca 2015

"Body/Ciało"

Szumowska nareszcie zrezygnowała z typowego dla siebie gonienia za sensacją i kontrowersją. W swoim najnowszym filmie, "Body/Ciało", mówi własnym, lekko ironicznym i sarkastycznym głosem. I choć również i tym razem, nawiązuje do głośnych spraw z ostatnich lat - np. zabójstwa malarza Zdzisława Beksińskiego, to te historie włączone są do ogólnej opowieści o Polsce i polskości, którą Szumowska potrafi spuentować nawet w jednym zdaniu. Kiedy zmęczony Janusz Gajos pali papierosy na klatce schodowej, a sąsiad zza uchylonych drzwi upomina go miękkim głosem "Nie palimy w budynku", to wiemy, że jesteśmy w naszej ojczyźnie. Kraju bloków, klatek schodowych i na wpół wyschniętych paprotek.


Głównym bohaterem "Body/Ciało" jest prokurator (Janusz Gajos), nie mogący uporać się ze śmiercią żony i problemami zdrowotnymi córki - anorektyczki (Justyna Suwała). Chęć pomocy wyraża pracująca w szpitalu terapeutka (Maja Ostaszewska), prywatnie bezdzietna stara panna, która w czasie wolnym od pracy kontaktuje się z duchami zmarłych. Sceptycznemu prokuratorowi niełatwo będzie przekonać się do dziwnym metod kobiety, jednak gdy w jego domu zaczynają dziać się rzeczy rodem z tanich horrorów (kapiący kran, mrugające światło, trzaskające okna), skołowany mężczyzna zwraca się do niej z prośbą o pomoc.



W nowym filmie Szumowskiej ciała są wszędzie - zmasakrowane, oddzielone, stłamszone. Ciało sprawia problem, ale bez niego jest równie ciężko - wiedzą o tym udręczone dusze zmarłych desperacko poszukujące możliwości kontaktu z bliskimi. Całość filmu zanurzona jest w szarościach i bieli, puste ściany szpitala podkreślają wychudzone ciała anorektyczek na terapii, oddzielają je od rzeczywistości i tworzą z nich byty zawieszone pomiędzy życiem i śmiercią. Nikt tu nie żyje pełnią życia, każdego przygina do ziemi jego codzienna egzystencja. Mimo to, wiele scen wywołuje uśmiech na twarzach, a absurdalny humor, przypominający ten znany z "Małego Quinquina" Bruno Dumonta, zadziwiająco dobrze pasuje do tej pełnej niejednoznaczności opowieści.


"Body/Ciało" to film na światowym poziomie, nic więc dziwnego, że został doceniony na festiwalu w Berlinie (Srebrny Niedźwiedź dla reżyserki). Wreszcie jakieś ciało, którego nie musimy się wstydzić.