sobota, 4 stycznia 2020

"Koty" / "Cats" - recenzja filmu

Podobno twórców goniły terminy. Podobno na wszystko brakowało czasu. Podobno prace nad filmem zakończyły się dzień przed uroczystą premierą. Podobno miało być dobrze. 


Wyreżyserowane przez zdobywcę Oscara Toma Hoppera Koty, są filmową adaptacją słynnego musicalu, który od lat święci triumfy na londyńskich i nowojorskich scenach. Stworzone przez Andrew Lloyd Webera show, to poniekąd pozbawiona spójnej fabuły, ale za to wypełniona znakomitą muzyką i pełnymi werwy układami choreograficznymi, wariacja na temat życia ulicznych kotów, która przeszła do legendy za sprawą swojej wielkiej popularności wśród widowni oraz hipnotyzującego utworu "Memory" (który śpiewała potem m.in. Barbra Streisand). 

Koty w wersji teatralnej
Z goszczących aktualnie na kinowych ekranach Kotów, obronną ręką wychodzą wyłącznie elementy znane z teatralnych realizacji  muzyka oraz niektóre sekwencje taneczne  a zawodzi wszystko, co filmowe. Niedbałe, siermiężne cyfrowe efekty specjalne nie pozwalają na zanurzenie się w kocim świecie, a drobne oszustwa jakich dopuszczają się filmowcy, by choć trochę ułatwić sobie zadanie (np. brak animowanych dłoni i stóp bohaterów), jedynie podkreślają ich nieudolność w tworzeniu spójnego, kociego świata.


Koty podszyte są niepokojem, powodowanym przez nieustanne zacieranie granic pomiędzy człowieczeństwem a kotowatością. Hybrydy o ludzkich stopach, dłoniach, nosach, oczach oraz kocich ogonach, wąsach, uszach i futrze, wyglądają jak kreatury z kina grozy. Nieokreśloność i konfuzja przepełniają także stroniące od wszelkiej logiki sekwencje harców, wśród których królują sceny z udziałem Rebel Wilson. Znana z serii Pitch Perfect aktorka, nie tylko ściąga z siebie puszyste futro, by wystąpić przed skonfundowaną widownią w skąpym, błyszczącym kostiumie, ale także z rozkoszą konsumuje karaluchy i myszy o ludzkich twarzach. 


Promyczkiem nadziei w tym przedziwnym świecie bywa odtwórczyni głównej roli, występująca na co dzień w brytyjskim Royal Ballet, Francesca Hayward. Na rozgrywający się wokół siebie estetyczny dramat patrzy naiwnymi, szeroko otwartymi oczami, jakby nie wiedziała do końca w jakim freak show przyszło jej brać udział. W tym całym bałaganie zaskakująco dobrze odnajduje się także piosenkarka Taylor Swift  być może dlatego, że pojawia się na ekranie tylko przez 10 minut, by potem w niewyjaśniony sposób zniknąć z kociego świata. 


Film Hoppera znacznie lepiej wyglądałby, gdyby podczas produkcji sięgnięto po tradycyjne środki. Gdyby scenografia została w całości zbudowana w studiu, gdyby za wygląd filmowych kotów odpowiadali doświadczeni kostiumografowie, a nie siedzący przez komputerami spece od CGI. Zasłużona finansowa klapa Kotów (sięgająca podobno 100 mln dolarów) powinna stać się przestrogą dla współczesnych filmowców i dobitnie im uświadomić, że "cyfrowe" nie zawsze oznacza "lepsze".