"The Avengers" jest znakomitym zwieńczeniem serii o superbohaterach, którą dzielni filmowcy przenieśli z kart komiksów na kinowe ekrany. Moim skromnym zdaniem, przed seansem warto oglądnąć wszystkie prequele (cześci składowe?) "The Avengers".
"Hulk" (do wyboru wersja z Ericiem Baną lub Edwardem Nortonen), "Iron Man" (dwie części), "Kapitan Ameryka" (o którym pisałam w wakacje) oraz "Thor" (którego niestety nie widziałam, ale nadrobię to as soon as possible).
Ale po co ja mam to wszystko oglądać?
Dzięki temu docenicie jak ładnie pasują do siebie wszystkie elementy, zauważycie dużą ilość odniesień między filmami oraz last lub not least, poznacie w pełni bohaterów oraz ich motywacje. "The Avengers" nie zafunduje wam bowiem pogłębionych portretów psychologicznych. Orgia zniszczenia, szybkie, żartobliwe dialogi, walka wszelkiego rodzaju bronią (zaczynając od boskich młotów, a kończąc na bombie atomowej) oraz hordy biomechanicznych przeciwników, nie są sprzyjającymi okolicznościami dla wieloetapowego rozwoju postaci.
Zostawcie swoje przeintelektualizowane umysły przed salą kinową, a "The Avengers" zagwarantuje wam czystą rozrywkę, która na prawdę bawi i odrywa od ponurej codzienności. Have (pure) fun!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz