Zacznę od narzekania: za długi, zbyt monotonny, nie skłania do identyfikacji z bohaterami, pozbawiony poczucia humoru. I przejdę do pochwał: politycznie poprawny i (dzięki pomysłowym rozwiązaniom) nie epatujący bezsensownymi scenami przemocy.
Wykreowany w filmie świat przyszłości to połączenie robotniczo-chłopskiego wizerunku Związku Radzieckiego, tandetnych, eklektycznych i przesadnie kolorowych futurystycznych strojów oraz filmów Leni Riefenstahl, udekorowane gdzieniegdzie odniesieniami do starożytnego Rzymu. To naiwny świat, w którym rosół jest najlepszym lekarstwem na przeziębienie i rany od miecza.
Rozbuchana kampania reklamowa składa wiele obietnic bez pokrycia. Anyway - still better (love)story than "Twilight". Idziemy w dobrym kierunku, choć nadal uważam, że młodzi widzowie zasługują na coś lepszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz