Kino drogi? Tragikomedia? Opowieść o poszukiwaniu samego siebie? Obraz współczesnej Ameryki? Opis życia z depresją i niedojrzałością? Rozprawa z przeszłością?
"Wszystkie odloty Cheyenne'a" to połączenie tego wszystkiego, niestety z bardzo miernym skutkiem. Nie można oczywiście zarzucić temu filmowi braku oryginalności - galeria dziwaków jest jedną z najbardziej rozbudowanych. Hitlerowski zbrodniarz pojawia się zaraz po wynalazcy walizek na kółkach i opętanym Żydzie z detektywistycznym zacięciem.
Jednak wszystkie elementy, lepsze i gorsze, po dokonaniu syntezy tworzą wielki narkotyczny odlot, absolutnie niezabawny i niezrozumiały dla trzeźwo myślącego widza.
Zamiast oczekiwanego zachwytu - narastające zdziwienie i niedowierzanie. Na prawdę nie wiem, co ten film miał mi uświadomić i udowodnić. Może tylko to, że Sean Penn wielkim aktorem jest - jego rola, choć monotonna i zagrana na jednej nucie - jest na prawdę genialna. Ale przecież, to już dawno wiadomo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz