Gdy tylko zaczął się film stworzyłam sobie bardzo zgrabny wstęp do tej recenzji. Chciałam w nim napisać, że finansowo - strategiczne meandry baseballu po prostu nie mają prawa być kanwą dla ciekawego filmu. Że rozbudowane dyskusje o sporcie o którym 90% Polaków nie ma zielonego pojęcia sprawią, że filmu nie będzie dało się oglądać.
Ale myliłam się. I to bardzo.
"Moneyball" to miejscami spokojny i nostalgiczny film. A miejscami trzymający w napięciu dramat sportowy z obowiązkowymi elementami, w stylu mów motywacyjnych w szatni czy okrzykami radości komentatorów sportowych. Film pokazuje nam też kulisy wielkiego sportu, widzimy pracę specjalistów od transferów zawodników, która, ośmielę się stwierdzić, jest zupełnie nieznana szerokiej publiczności. Ileż matematyki, statystyki i analizy kryje się za zwykłym bieganiem w kółko i uderzaniem kijem w lecącą piłkę!
Z filmu płynie jeden ciekawy wniosek - zarządzaniem współczesnym sportem powinni zajmować się przedsiębiorcy, biznesmeni i ekonomiści, a nie byli gracze. Absolutnie nie znam się na temacie, ale wydaje mi się, że problem ten dotyczy też naszego, polskiego podwórka i pewnej organizacji piłkarskiej. Ale - nie wdawajmy się w dyskusję o polityce.
Brad Pitt z lekko siwiejącą brodą i w dresie sprawdza się wspaniale. Po dobrej roli w skrajnie pretensjonalnym filmie ("Drzewo życia") idzie za ciosem i tworzy kolejny, świetny portret psychologiczny, szlachetnego, choć nieco sfrustrowanego ex-baseballisty.
To film dla wszystkich. Nawet tych, którzy nie wiedzą czym jest home-run.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz