Już się tłumaczę z tego nieco ryzykownego i wyolbrzymionego porównania. Oglądanie Magic Mike'a w roku 2012 było znakomitą rozrywką, w której niezły scenariusz szedł w parze z niezaprzeczalną przyjemnością wizualną, a kokainowa charyzma Matthew McConaughey idealnie dopełniała siermiężnego Channinga Tatuma.
W pierwszej części, przypuszczalnie dzięki reżyserowi filmu - doświadczonemu niemalże w każdym gatunku Stevenowi Soderberghowi - zagrało wszystko. Brokat tajemniczo mienił się w świetle reflektorów, a wysportowane męskie ciała zachwycały i fascynowały. Natomiast w Magic Mike'u XXL nie zagrało nic.
Taneczne-erotyczne show, jakim był Magic Mike, przerodził się w sequelu w smutny film o życiowych niepowodzeniach, wypełniony dłużącymi się rozmowami o niczym, rodem z mumblecore. Podstarzali striptizerzy, przypomnający Mickey'a Rourke'a w Zapaśniku, marzą o miłości i stabilnym życiu rodzinnym. Jest jeszcze smutniej, gdy panowie na swojej drodze spotykają gromadę sfrustrowanych i bogatych gospodyń domowych pod wodzą przerażającej Andie MacDowell, które przy butelce drogiego wina narzekają na oziębłość wiecznie zajętych mężów. Całość pogrąża dodatkowo wyciszona i zdrewniała Jada Pinkett Smith w roli właścicielki luksusowego domu uciech.
Tanecznych (i rozbieranych) scen, jest w Magic Mike'u XXL jak na lekarstwo, a każda bardziej atrakcyjna sekwencja muzyczna jest bardzo szybko urywana. Zwykle nie narzekam na aspekty techniczne filmów, takie jak zdjęcia czy montaż, gdyż moje amatorskie oko nie jest w stanie wychwycić wszystkich subtelności techniki filmowania. Tym razem jednak zrobię wyjątek - zdjęcia w Magic Mike'u XXL wołają o pomstę do nieba, a sposób kadrowania i długość ujęć przywodzą na myśl podchmielonych autorów weselnych wideo-relacji.
Powtórzę to jeszcze raz - Magic Mike XXL to moje osobiste ROZCZAROWANIE ROKU.
no nie ... myślałam ze poprawią błędy jedynki .... mnie juz jedynka zawiodła ...
OdpowiedzUsuń