sobota, 28 lipca 2012

„Mroczny Rycerz powstaje” / „Dark Knight Rises”


Onieśmielający rozmach produkcji, najwyższych lotów (niekiedy dosłownie) sceny akcji, najbardziej intensywna sekwencja otwarcia, zdrady, wybuchy, orgia zniszczenia i inne fajerwerki i atrakcje.

Nowy Batman posiada również napisany z zegarmistrzowską precyzją scenariusz, który domyka wszystkie wątki poruszone w poprzednich filmach, równocześnie snując nową, imponującą intrygę. Zdania krytyków – podzielone, jak to zwykle bywa przy natrętnie promowanych produkcjach. Ja opowiadam się po stronie Christophera Nolana i ze wszystkich sił bronić będę nowej jakości kina rozrywkowego, której kodyfikatorem jest kolejny  „film o Batmanie”.

Świetnie kreowana postać Bane’a (spróbujcie GRAĆ kiedy ¾ twarzy zasłania wam steam-punkowa maska). Anne Hathaway wreszcie w roli która wzbudza szczerą sympatię (I to nie tylko u panów z powodu niezwykle obcisłego trykotu). A w roli policjanta o złotym sercu: Joseph Gordon-Levitt, cieszący się dużą popularnością wśród przedstawicielek płci pięknej.

A w ramach filmoznawczej nadinterpretacji, potraktuje ten film jako ostrzegawcze przesłanie establishmentu do buntujących się mas współczesnego społeczeństwa. Nie ważne kto was będzie prowadził ani jakie komunistyczno-anarchistyczne idee będziecie próbowali przeforsować. W końcu i tak wszystko wróci do normy, bogaci będą się bogacić, a biedni będą tracić.

Tak, jest to kolejny film obejrzany przeze mnie w kinie w USA w stanie Maine, poprzedzony hamburgerową orgią. Amerykanie są jak Włosi. Kochają jeść. W przemielonym mięsie ukrytym w bułce zawierają wszystkie frustracje i niepowodzenia, a pochłaniając je, symbolicznie pozbywają się problemów, zyskując kolejne centymetry w pasie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz