W ramach realizacji kolejnych pocztówek z najsłynniejszych miast Europy, Woody Allen udaje się tym razem do stolicy słonecznej Italii, skąpanej w winie, oliwkach i neurotycznych historiach miłosnych.
I tym razem jest to pocztówka udana. Rzym wygląda dokładnie tak jak w rzeczywistości, a jego mieszańcy przedstawieni są z dużą dozą sympatii zakrawającej na podziw.
Na film składają się cztery historie:
1. Młoda Amerykanka poznaje uroczego Rzymianina - komunistę. Czas na rodzinne spotkanie rodem z "Poznaj mojego tatę". Tyle, że tym razem ojcem nie jest Robert de Niro, a sam mistrz - Woody Allen. Miło zobaczyć go znowu na dużym ekranie, choć zdecydowanie smutna jest świadomość nieuchronnie uciekającego czasu, który nie oszczędza nawet największych mistrzów światowej kinematografii (tak właśnie uważam!)
2. Synonim włoskości, Roberto Benigni w sposób godny Louisa Bunuela, zyskuje sławę, dzięki której każdy jego ruch (włączając w to golenie i robienie tostów) jest śledzony przez hordy fotoreporterów.
3. Najbardziej irytująca i aseksualna filmowa para ostatnich lat - Jesse Eisenberg i Ellen Page. Gdyby nie obecność Aleca Baldwina w roli głosu sumienia, epizod ten byłby kompletnie nie do strawienia i powodowałby zgagę ze skutkiem śmiertelnym. Woody Allen nadal szuka godnego siebie następcy. Niestety ani Owen Wilson, ani Eisenberg nie sprostali legendarnej postaci żydowskiego neurotyka o niespełnionych ambicjach, który "upadając na plecy, łamie sobie nos".
4. Młode małżeństwo z prowincji przybywa do stolicy w pogoni za lepszą pracą. Wszystko komplikuje się przez telefon komórkowy wpadający do studzienki kanalizacyjnej oraz zjawiskową Penelope Cruz w roli włoskiej prostytutki.
Biorąc pod uwagę ostatnie filmy Woody'ego Allena, można z czystym sercem powiedzieć, że powoli wraca do formy. Ja osobiście życzę mu powodzenia, wielu lat życia i coraz lepszych filmów.
Panie Allen - zapraszamy do Krakowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz