środa, 21 września 2011
"Skóra, w której żyję"
O dziwo bardziej w klimacie "Samotnego mężczyzny" niż "Wszystko o mojej matce". Dopracowany do kilku miejsc po przecinku film, będący odejściem od liberalno-wielokolorowego świata LGBT na rzecz harmonii, symetrii i problemów współczesnej bioetyki. Prowokuje niewygodne pytania - jak wiele można zmienić w człowieku? Gdzie tkwi istota naszej tożsamości? I Banderas, któremu powrót do korzeni wyraźnie służy. Zdecydowanie lepiej prezentuje się w wersji hiszpańskiej niż amerykańskiej. Warto, warto, warto.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz