niedziela, 11 września 2011

"O północy w Paryżu"

"Little movie that couldn't" czyli idealny film na niedzielne popołudnie. Pomimo przemycanych gdzieniegdzie filozoficznych refleksyjek na temat życia iluzjami i przeszłością, nie skłania do rozbudowanych przemyśleń. Magia Paryża nie działa zbyt mocno (być może dlatego że nie jesteśmy Amerykanami - "Powiadają, że dobrzy Amerykanie idą po śmierci do Paryża" O.Wilde), typowo allenowskiego humoru jest jak na lekarstwo, a Owen Wilson, mimo najszczerszych chęci, nigdy nie będzie prawdziwym neurotycznym nowojorskim intelektualistą. Perełka - Adrien Brody jako Salvador Dali (szalone spojrzenie, aura surrealizmu i nosorożce!). Filmowi brakuje tempa, czasami, aż wstyd to przyznać, czuć lekkie powiewy nudy i rutyny. Niespełniony sfrustrowany pisarz, nieudany związek i kryzys twórczy już nie raz się pojawił i bez rogowych okularów i niezrozumiałego uroku Woody'ego Allena, trudno go przełknąć po raz kolejny. Może, mistrzu Allen, warto zmienić ilość na jakość?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz