Extraction (znane także jako Tyler Rake: Ocalenie) to imponujące
od strony technicznej przedsięwzięcie z pretekstową fabułą. Szeroko dyskutowana
sekwencja ekstrakcji, zrealizowana w formie jednego, kilkunastominutowego
ujęcia ze sprytnie ukrytymi cięciami, stanowi centralną atrakcję filmu, który
niestety w całości nie dorasta jej do pięt. Twórcy niechętnie biorą na siebie
funkcję „opowiadaczy” historii – znacznie swobodniej czują się orkiestrując
kolejne sceny pojedynków, pościgów i strzelanin, które wypadają w Tyler Rake:
Ocalenie zaiste zacnie. Nic w tym dziwnego – reżyserem filmu jest wszak Sam
Hargrave, czynny kaskader, pracujący m.in. przy produkcjach Marvela, którzy
kroczy śladami innego kolegi po fachu, Davida Leitcha (John Wick, Atomic
Blonde). Paradoksalnie im dalej od samego seansu i im więcej dowiaduję się o
stronie technicznej całego przedsięwzięcia, tym wyższa moja ocena. Zainteresowanym
polecam półgodzinny klip, w którym reżyser opowiada m.in. jak przypięty pasami
do maski samochodu własnoręcznie kręcił najbardziej złożone sekwencje.
Tyler Rake (Chris Hemsworth), najemnik po przejściach, którego psychologia
została zredukowana do jednego traumatycznego wydarzenia z przeszłości, to
oschły profesjonalista niemający nic do stracenia. Uciekając od dręczących go
demonów, podejmuje się kolejnego, pozornie rutynowego zadania, polegającego na
odbiciu porwanego nastolatka z rąk banglijskich handlarzy narkotyków. Niestety
na swoje nieszczęście zbytnio angażuje się w zlecenie i za wszelką cenę stara
się uratować czternastoletniego Oviego od niechybnej śmierci.
Niedostatki fabularne filmu doskonale unaocznia postać grana
przez Davida Harboura, która pojawia się na ekranie dosłownie przez kilka minut
i nie wnosi absolutnie nic do całej historii. Ponadto film całkowicie ignoruje komediowy
potencjał Chrisa Hemswortha, skrupulatnie wydobywany na przestrzeni ostatnich lat przez MCU
oraz szereg innych blockbusterów (np. Men in Black: International, Ghostbusters.
Pogromcy duchów). To wielka szkoda, bo klasyka gatunku dobitnie udowadniała,
że kino akcji na poczuciu humoru może tylko zyskać, a Arnold czy Sly zawsze
mieli w zanadrzu kilka dowcipów i one-linerów. Mimo tych braków, dwugodzinne
potyczki tytułowego bohatera z licznymi przeciwnikami zlatują zaskakująco
szybko i stanowią miłe urozmaicenie epidemicznego czasu, pozbawionego klasycznych
kinowych premier. Jak to mówią: na bezrybiu i rak ryba.
5,5/10
Tyler Rake Ocalenie online na piątkowy wieczór sprawdził się wręcz idealnie ;)
OdpowiedzUsuń