Widziałam nowych Avengersów
chyba jako ostatnia osoba we wszechświecie. Prawdziwym wyzwaniem było
jednak nie czekanie na możliwość dotarcia wreszcie do kina, ale lawirowanie w
gąszczu spoilerów pojawiających się w rozmowach znajomych, ukochanych stronach
ze śmiesznymi obrazkami i facebookowych postach. Muszę powiedzieć, że odniosłam
niemal całkowite zwycięstwo. Uchroniłam się przed wszystkimi, z wyjątkiem
ucznia podstawówki, który podczas jednej z prowadzonych przede mnie akademii
filmowych postanowił podzielić się pewnym istotnym fabularnym twistem. No, ale
niech mu już będzie, rozumiem potrzebę dzielenia się i opowiadania, więc
wybaczam. Aha, i ostrzegam, choć to już
chyba niepotrzebne: u mnie też będą spoilery.
Zawsze traktowałam superbohaterskie uniwersa jako źródło
czystej rozrywki i przez lata obecności na ekranie kolejnych herosów zdążyłam
się do nich przyzwyczaić. Skoro są maszynką do robienia pieniędzy, w
najbliższej przyszłości nie znikną z ekranu – myślałam. Jednak w najnowszych Avengersach superbohaterskie szeregi
zostają znacząco przetrzebione, a z wieloma postaciami możemy się już w
przyszłości nie spotkać. To zdecydowane zaskoczenie: po finale filmu
spodziewałam się raczej patosu i wzruszeń, a nie smutku i pustki. Avengers:
Wojna bez granic będzie miała swoją kontynuację (wstępna data premiery to
maj 2019) i w tym kontekście rzeczywiście nasuwają się skojarzenia z niedawnym
serialem Pozostawieni (2014-17). Jak
poradzą sobie osieroceni bohaterzy, pozbawieni wsparcia wiernych druhów?
Niepokojący nastrój filmu wzmaga sprawca całego zamieszania
– Thanos. Chyba po raz pierwszy w całym MCU mamy do czynienia z tak ludzkim i
wielowymiarowym złoczyńcą, którego bestialstwo kryje w sobie ziarnko
racjonalizmu. Tym bardziej przerażające, że momentami prześladowało mnie
przeczucie, że w przemowach tego planującego wymordować połowę wszechświata potwora jest sporo sensu.
Psychologiczną wiarygodność Thanos zawdzięcza scenariuszowi,
który pozwala mu pojawiać się nie tylko na zasadzie błyskawicznego kontrapunktu,
lecz w statusie pełnowymiarowego bohatera, którego zrozumienie i poznanie jest
kluczowe dla całej historii. Ogromną zaletą jest też (z roku na rok coraz
lepsza) cyfrowa charakteryzacja, która nadała aktorowi Joshowi Brolinowi wygląd
największego zbrodniarza galaktyki. Avengers:
Wojna bez granic, mówiąc nieco enigmatycznie, to zamknięcie, ale też nowe
otwarcie. Niebanalne zwieńczenie budowanej od dekady filmowej serii, w którym
niczego nie można być pewnym i należy przygotować się na niespodziewane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz