Aktor John Krasinski jest znany przede wszystkim z serialu The Office (2005-2013) oraz lekkiego komediowego repertuaru. Mimo postawnej sylwetki jest chodzącą poczciwością o serdecznym uśmiechu. Ostatnio jednak zaczął występować także w pełnych akcji produkcjach, gdzie prezentował zgoła inne oblicze: zdeterminowanego i niecofającego się przed niczym lumberseksualnego brodacza (np. 13 godzin: Tajna misja w Benghazi oraz oczekujący na swoją premierę serial Jack Ryan). W Cichym miejscu Krasinski dopisuje kolejny rozdział do swojej aktorskiej przemiany i dokłada do niej kolejną, niezwykle udaną rolę: reżysera filmowego.
Ciche miejsce to jego reżyserski debiut. Zaskakująco dojrzały, wyważony, pozbawiony zwyczajowych grzechów aktorów stających po drugiej stronie kamery. Krasinski swoje świetne wyczucie kina demonstruje w ramach horrorowej historii o postapokaliptycznym świecie, w którym niedobitkom ludzkiego gatunku zagrażają krwiożercze potwory.
Choć na pierwszy rzut oka przytoczona historia brzmi wyjątkowo banalnie, Ciche miejsce opowiada ją w wyjątkowo oryginalny, a zarazem prosty sposób. Grasujące po świecie monstra są niemal pozbawione zmysłu wzroku i w polowaniach posługują się wyłącznie słuchem. Przeżycie jest więc możliwe pod jednym warunkiem - zachowania absolutnej ciszy. W milczeniu pogrąża się ekranowy świat, jego mieszkańcy, a także kinowa widownia, która skupia się na rozszyfrowywaniu tajemnic filmowej rzeczywistości oraz przygotowuje się na kolejne, typowo horrorowe jump scary, które w Cichym miejscu nabierają wyjątkowego sensu i przybierają na sile.
Ciche miejsce wpisuje się w szersze zjawisko odświeżenia amerykańskiego horroru, które możemy obserwować w ostatnich latach za sprawą filmów takich jak Coś za mną chodzi (2014), Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015), Uciekaj! (2015) czy To przychodzi po zmroku (2017), a które ma swoje korzenie przede wszystkim w kinie niezależnym. Ciche miejsce miało co prawda większy budżet (i pojawiły się w nim gwiazdy), ale nadal pod względem nastroju i oryginalnego podejścia do wyświechtanej konwencji horrorowej przypomina wymienione powyżej produkcje.* A tak swoją drogą, jeśli w filmach grozy irytuje was zwyczajowa bezmyślność bohaterów, Ciche miejsce będzie dla was miłym rozczarowaniem. Filmowa rodzina zamiast irytować głupotą zachwycają zaradnością, a jej pomysły na pogodzenie bezwzględnej ciszy z rytmem codzienności są zaiste imponujące.
Ciche miejsce ma szereg zalet. Oprócz sprawnej reżyserii i znakomitej koncepcji wyjściowej, warto wspomnieć jeszcze o wyjątkowo twórczo potraktowanym dźwięku, którego funkcja nie ogranicza się wyłącznie do kreowania atmosfery grozy lecz służy pogłębieniu i "uzmysłowieniu" tego przerażającego, pogrążonego w ciszy świata. Ponadto ogromnym walorem filmu jest także rola Emily Blunt (prywatnie żony Krasinskiego), która zwinnie balansuje pomiędzy dziewczęcą niewinnością, matczynym ciepłem a byciem absolutnym badassem.
Takie horrory to ja mogę oglądać.
*Więcej o współczesnych przemianach horroru możecie przeczytać w artykule Grzegorza Fortuny "Nowe życie amerykańskiego horroru" ("Ekrany" nr 6, 2017) dostępnym w całości TU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz