Najnowszy, a razem ostatni film reżyserskiego duetu Joanny
Kos-Krauze oraz zmarłego w 2004 roku Krzysztofa Krauzego to rzadki przykład
pełnego milczenia i namysłu przedstawienia jednej z największych zbrodni w
historii ludzkości. W obliczu wydarzeń, takich jak ludobójstwo w Ruandzie
jesteśmy bezsilni, poraża nas abstrakcyjna liczba ofiar, niezrozumiałe
motywacje katów. Nic dziwnego więc, że dużą popularnością cieszą się historie
rozplątujące ten niezrozumiały kłębek okoliczności, takie jak hollywoodzki Hotel Ruanda (2004), którego główny
bohater, menadżer luksusowego hotelu, z narażeniem życia i kariery pomaga krajanom
w niebezpieczeństwie. Hotelowi Ruanda
daleko jednak do prawdy. Według najnowszych doniesień, Paul Rusesabagina zamiast
ukrywać, wręcz wydawał ludzi na pewną śmierć m.in. przekazując ruandyjskiej
armii listę hotelowych gości wraz z numerami pokojów.
Krauzowie mają świadomość, że
dotarcie do "prawdy" bywa niemożliwe, dlatego swoją filmową opowieść
skupiają przede wszystkim na emocjonalnych konsekwencjach ruandyjskiego ludobójstwa.
Nie pokazują scen przemocy i morderstw, przenoszą je do przestrzeni
pozakadrowej oraz wspomnień głównych bohaterek. Krwawe sceny w filmie Ptaki śpiewają w Kigali zastępują pełne stagnacji
sekwencje zmagania się z tym, co zostaje po niewyobrażalnej tragedii.
Reżyserskiemu duetowi udaje się znaleźć sposób na przedstawienie
wszechogarniającej pustki po niemal milionie ludzi, którzy na zawsze zniknęli z
ruandyjskiej rzeczywistości. Opowiadają o ich nieobecności poprzez powracające
jak zły omen obrazy pustoszejących krajobrazów, wnętrza pełne zastygłych w
czasie artefaktów i zakurzonych przedmiotów. Podobnie jak poszukująca swojej
rodziny filmowa Claudine, zbierają drobne sygnały pozostałe po ofiarach, by
przypomnieć o nieustannej obecności głównej, ukrytej bohaterki filmu – traumy. Ptaki śpiewają w Kigali to film długi i
męczący, warto jednak zachować uwagę aż do końca, ponieważ łatwo przegapić
subtelne zakończenie, przynoszące drobny promyk nadziei.
Kiedy na portalu naekranie.pl przeczytałam, że Ptaki... to "nieskończony produkt, który nigdy nie powinien ujrzeć światła
dziennego", musiałam wstać od komputera i głęboko odetchnąć (całą
recenzję można przeczytać TU).
Ptakom bardzo daleko jest do nieskończonego
produktu. To film przemyślany, o oryginalnej, niemal awangardowej formie,
będący wynikiem konfrontacji osobistej straty z nieszczęściem na ogromną skalę.
Joanna Kos-Krauze, która dokończyła produkcję po śmierci męża, zrobiła niezwykle
osobisty film, opowiadający bez kiczu i patosu o niewyobrażalnym cierpieniu. Wskazała
tym samym drogę wielu innym filmowcom, bezskutecznie próbującym wiernie rekonstruować
traumatyczne wydarzenia z historii swojego kraju. Jak dobitnie pokazują
Krauzowie, droga do opowiadania o traumach nie prowadzi przez dosłowność i dokumentalną
wręcz wierność. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem są stosowane w Ptakach… milczące, minimalistyczne i fragmentaryczne
impresje, oddające naturę naszego uczucia straty.
Uwagi recenzentki mądre, i świadczące o doskonałym wyczuciu wrażliwości Twórców PP. Krauzów.
OdpowiedzUsuń