Valerian i Miasto Tysiąca Planet to letni film z dwóch powodów. Po pierwsze idealnie wpasowuje się w obecny od lat trend wprowadzania na ekrany w okresie wakacyjnym lekkich, a zarazem widowiskowych produkcji, zapewniających rozrywkę dla odpoczywających od nauki i pracy. Po drugie, nie budzi gwałtownych uczuć: nie zachwyca, ani specjalnie nie rozczarowuje (mówiąc wprost: ani ziębi, ani grzeje).
Film będący adaptacją bestsellerowego francuskiego komiksu "Valerian i Laureline" zapewnia imponujące wrażenia wizualne, ale nie wciąga w przedstawione światy i zawsze pozostawia niemożliwy do pokonania efekt obcości. Problem z zanurzeniem wynika między innymi z decyzji obsadowych. Dane DeHaan i Cara Delevingne mimo wielu starań nie są w stanie przekonać nas do rodzącego się między nimi trudnego uczucia, komplikującego codzienną pracę rządowych agentów. Osobno każdy z aktorów wywiązuje się ze swoich obowiązków, tworzy niejednoznaczne postacie z charakterem, jednak we wszystkich wspólnych scenach unosi się nad nimi duch zakłopotania i niezręczności, a wszelkie dowody uczucia wypadają kuriozalnie.
Rozgrywająca się na międzygatunkowej stacji kosmicznej Alfa, wymarzona produkcja Luca Bessona, to ewidentnie przenoszona ciąża. Reżyser Piątego elementu marzył o filmowej wersji swojego ulubionego komiksu właściwie od początku kariery i szkoda, że nie zabrał się nią wcześniej. W wywiadach tłumaczy, że było to niemożliwe ze względów technicznych i rzeczywiście - dzisiejsze komputerowe efekty specjalne dają zupełnie nowe możliwości i ułatwiają kreowanie sztucznych światów. Jednak przecież także epoka analogowa na to pozwalała, choć wymagała zdecydowanie większej ilości analogowej pracy na planie oraz zastosowania innych filmowych środków.
Z długim czasem oczekiwania na adaptację "Valeriana" wiąże się poważny problem: większość rozwiązań, wcześniej być może nowatorskich, już gdzieś widzieliśmy. Statek tytułowego bohatera jak żywo przypomina Sokoła Milennium, kosmiczne potyczki także wyglądają jak te z Gwiezdnych wojen, a żyjąca w zgodzie z naturą perłowa rasa przywodzi na myśl lud Na'vi z Avatara. Możemy oczywiście powiedzieć, że francuski komiks był pierwszy i to raczej on stanowił inspirację dla wspomnianych produkcji. Jednak co z tego, skoro wrażenie wtórności pozostaje.
Zakupy na wielowymiarowym Wielkim Targu, bieg przez ściany, zadziwiająco dobry epizodyczny występ Rihanny czy brawurowe nurkowanie w meduzie to sceny potrafiące przysłonić wspomniane powyżej wady filmu. Dlatego też nie należy od razu skreślać "dzieła życia" (jak informuje nas zwiastun) Luca Bessona, lecz raczej zastanowić się, jak mogłoby wyglądać i oddziaływać, gdyby zostało zrealizowane nieco wcześniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz