Małgorzata Szumowska popełniła w tym filmie jeden, podstawowy błąd. W wywiadzie dla
"Przekroju" odcina się od pragnienia stworzenia filmu skandalicznego. Jednakże wybierając tematykę homoseksualnie-kościelną naraża się na ataki ze wszystkich stron. Owszem, rozgłos sprzyja filmom, bo przecież nieważne jak mówią, ważne żeby mówili. Jednakże opakowywanie dramatu o samotności i braku miejsca na świecie w habit i koloratkę jest pomysłem ryzykownym, który w przypadku
"W imię..." się nie sprawdził.
Uniwersalizm historii w całości zasłania problem "zamiatania pod dywan" w kościele katolickim oraz ogólnego braku akceptacji dla homoseksualizmu w kraju.
|
Mateusz Kościukiewicz |
Co ciekawe, nie jest to film kontrowersyjny. Po wyjściu z kina nie poczujecie oburzenia czy podziwu dla podjęcia trudnego tematu, a jedynie zagubienie i plączącą się po głowie myśl:
"Co to właściwie było?"
Postać księdza Adama, kreowana z wielkim poświęceniem i polotem przez Andrzeja Chyrę, nie przekonuje nas i nie zachwyca. Nie zrozumiałe są dla nas motywacje mężczyzny, dla których wstąpił dla seminarium, nie widzimy w jego pracy z trudną młodzieżą zapału i iskry charyzmy, która porywałaby młodych ludzi.
|
Andrzej Chyra |
Film rozgrywa się w popegeerowskiej Polsce B, wszędzie i nigdzie. Ludzie są smutni i znudzeni, a dzieci pozostawione samym sobie. Stereotyp goni stereotyp, łącznie z tym na temat wiejskiego głupka.
Szkoda, film miał potencjał bycia historią piękną i subtelną. I choć jest w nim wiele scen-perełek w których rozwiązania formalne i fabularne spodobają się nawet najbardziej zatwardziałym krytykom oraz pięknych zdjęć, to całość rozczarowuje.
Można, ale nie zachęcam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz