niedziela, 6 października 2013

"Wałęsa. Człowiek z nadziei"

Na początek - ogłoszenia. 
Niepostrzeżenie i po cichu blog "Orbitowanie bez cukru" osiągnął dojrzały wiek dwóch lat. Przypomnijmy -  pierwszy post pojawił się 11 września 2011 roku. Miejmy nadzieję, że tort stopniowo zapełniać się będzie nowymi świeczkami, a statystyki odsłon będą hulać w najlepsze. Dziękuję wszystkim, mniej i bardziej regularnym czytelnikom oraz proszę o więcej!

Równocześnie pozwolę sobie poinformować, że w ostatnim czasie, na innych stronach, pojawiły się dwa moje teksty:

A teraz do rzeczy. 


Przez kilka dni zastanawiałam się, jak ugryźć "Wałęsę". W końcu zdecydowałam się zignorować moją wrodzoną czepliwość i z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że "Wałęsę" trzeba zobaczyć.
Młodzi ludzie oraz obcokrajowcy powinni to zrobić w celach czysto edukacyjnych. Dobrze wiemy, jak wygląda nauka o PRLu w polskich szkołach. Nauczyciele historii pomimo wielkiego pośpiechu, nie są w stanie dotrzeć do najnowszej historii naszego kraju. Na tą część materiału zostaje im kilka lekcji, najczęściej już pod koniec roku szkolnego, gdy trudno o skupienie i uwagę wśród uczniów. 
Ludzie starsi oglądając "Wałęsę" mogą zobaczyć czasy, które znają z autopsji. Moja babcia wielokrotnie podczas seansu kiwała głową z aprobatą, a nachylając się w moją stronę, zapewniała szeptem "Tak było..."

Wajda zamyka "Wałęsą." swoją trylogię o PRLu. Będąc wielką fanką "Człowieka z marmuru" ucieszyłam się, że ta seria filmów zyskała tak dobre zakończenie. 

Jaka jest największa zaleta filmu?

Wajda nie buduje pomnika Wałęsie. Pokazuje go jako człowieka charyzmatycznego, pewnego swoich przekonań, ale również zarozumiałego, zakompleksionego i mało sympatycznego. Oczywiście w dużym stopniu pomaga tu aktorska kreacja Roberta Więckiewicza, który powoli zyskuje status polskiego Roberta De Niro. Jego Wałęsa balansuje pomiędzy karykaturą a sobowtórem, stając się rolą godną Oscara.



Scenariusz obfituje w sceny wyciskające łzy oraz w pełne humoru skecze, które zawdzięczamy ostremu pióru Janusza Głowackiego. Nieco siermiężnie wyszły sceny zestawiające aktorów z oryginalnymi nagraniami z epoki, choć niewątpliwie dodają one filmowi realizmu. 

Oczywiście, są i ciemne strony. Film, powstały w czasie wielkiego sukcesu autobiografii pani prezydentowej - Danuty Wałęsy, zabiera głos i w tej sprawie. Pokazuje przywódcę "Solidarności" jako osobę ciepłą, dbającą o rodzinę, służącą żonie pomocą i wsparciem. Czytelnicy książki wiedzą, że jest to obraz zupełnie przeciwny do tego, co opisała pani Danuta.



Szkoda, że Agnieszka Grochowska nie miała szans na pokazanie swoich umiejętności. Gra prawdziwą Matkę Polkę, która choć przebąkuje czasami o buncie, w rzeczywistości potulnie słucha męża i pierze koszule. 

A miało być bez czepliwości! 

"Wałęsa. Człowiek z nadziei" to film zaskakująco dobry. Moje obawy przed seansem sięgały zenitu, bałam się propagandowej laurki, pozbawionej charakteru i sensu. Na całe szczęście, Wajda podsumowuje swoją karierę w wielkim stylu. Panie Andrzeju, dziękujemy. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz