Oczywiście, że można nazwać film, którego się nie rozumie "trudnym". Albo "ambitnym". Ja jednak posłużę się innym repertuarem określeń.
"Mistrz" to film bez fabuły i bez sensu. Chciałby być wieloznaczną opowieścią na temat wszystkiego, która nie boi się ryzykownego połączenia metafizyki i przyziemności. A jest nużącą wydmuszką, która pod płaszczykiem niedopowiedzenia ukrywa przerażające banały i brak treści.
Niby jest tu manipulacja, sekta, wyższe poziomy świadomości, zwierzęcość, popędy. Ale wszystko to, ze względu na swoją rozchwianą i chaotyczną formę nie fascynuje i nie zachwyca. 165 minut ciągnie się niemiłosiernie, przyprawiając widzów o nieustanne ataki ziewania i częste wizyty w toalecie.
Spodziewałam się czegoś więcej po reżyserze fenomenalnego "Aż poleje się krew."
"Mistrz" to film o wszystkim i o niczym. "Mistrz" to film bez tajemnicy i bez zakończenia.
"Mistrz" to KOMPLETNA strata czasu i pieniędzy.
Nie. Po stokroć nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz