Krótko mówiąc: wielkie niezdecydowanie. Zupelnie nie wiadomo o co chodzi reżyserowi - o czarną komedię? Za tym przemawiałyby świetne sceny podczas konklawe. A może chodziło o demaskatorstwo zakłamania Watykanu? A może o dramat człowieka, który bardzo nie chce zostać papieżem? Nino Morettiemu przydałaby się dogłębna psychoanaliza by dotrzeć do istoty jego niezdecydowania. To pewnie deficyt opieki rodzicielskiej. Brak zdecydowania wykończył ten film. Widz targany jest skrajnymi emocjami, a Moretti nie wie czy chce być Woodym Allenem z czasów "Annie Hall" czy może "Września".
Ale to społecznie przydatny film. Ludzka twarz kościoła, brak monumentalizmu i sztucznych uwzniośleń. Po wszystkich "Karolach" i innych perełkach - to miłe urozmaicenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz