Przez lata na chińskich listach przebojów filmowych
królowały produkcje z Hollywood. Do dzisiaj amerykańskie tytuły osiągają niezłe
wyniki w tamtejszym box-office i to mimo szeregu utrudnień jakie sprawia rynek
Państwa Środka. Na tamtejsze ekrany można wprowadzić rocznie jedynie 34
zagraniczne filmy, a wszystkie muszą zostać uprzednio zatwierdzone przez
podlegające Ministerstwu Propagandy biuro. Ale Chińczycy nie gęsi i swoje
blockbustery też już mają, więc nie muszą opierać swojego repertuaru wyłącznie
o produkcje z zagranicy. Co więcej, to właśnie rodzime tytuły królują teraz na
liście najlepiej zarabiających filmów w Chinach – szczegóły poniżej:
Wolf
Warrior 2 (5.679 mld yuanów)
Operation
Red Sea (3.647 mld yuanów)
Detective
Chinatown 2 (3.397 mld yuanów)
The
Mermaid (3.392 mld yuanów)
Szybcy
i wściekli 8 (2.671 mld yuanów)
Mówiąc szczerze, jeszcze do
niedawna nie miałam pojęcia o istnieniu pierwszych czterech tytułów. Jednakże
ponieważ uwielbiam zajmować się (relatywnie) mało znanymi fenomenami filmowymi, postanowiłam
wziąć na warsztat także chińskie kino popularne. Swoją przygodę zaczęłam od
lidera box-office’u, filmu Wolf Warrior 2 oraz jego pierwszej części
zatytułowanej po prostu Wolf Warrior.
Reżyserem oraz główną gwiazdą
serii Wolf Warrior jest Wu Jing, który w filmach wciela się w postać Leng Fenga
– niezłomnego żołnierza jednostek specjalnych. W pierwszej części serii
poznajemy bohatera jako nieznającego kompromisów idealistę, a za razem najlepszego
snajpera w Chinach, który sprzeciwia się rozkazowi dowódców i zabija brata
potężnego biznesmena. Przedsiębiorca para się oczywiście brudnymi interesami w
rodzaju handlu bronią i narkotykami, a jego najnowszy
produkt to genetyczny wirus, atakujący wyłącznie Chińczyków (sic!). Feng nie zostaje
za swój czyn wyrzucony z armii, lecz po bardzo nietypowej rozmowie kwalifikacyjnej
(przeprowadzonej przez późniejszą ukochaną) zostaje członkiem najlepszej
jednostki specjalnej - Wolf Warriors. Niestety już podczas pierwszych ćwiczeń jakie odbywa z nowymi towarzyszami, zostaje zaatakowany przez oddział najemników
(dowodzony przez Scotta Adkinsa) przysłany przez żądnego zemsty biznesmena.
W drugiej części filmu, twórcy
wykraczają daleko poza granice Chin. Tym razem Feng zostaje ukarany więzieniem
za zabicie lokalnego watażki, zagrażającego rodzinie dawnego towarzysza broni.
Mężczyzna, choć tęskni za armią i swoją ukochaną, po odbyciu kary najmuje się jako ochroniarz na chińskich statkach handlowych, stacjonujących w bliżej nieokreślonym afrykańskim
państwie. Jego stosunkowo beztroskie życie przerywa jednak przewrót wojskowy, w
którym lokalnych agresorów wspierają także najemnicy z Europy. Feng bierze
sprawy w swoje ręce i postanawia uratować nie tylko licznych Chińczyków
przebywających w kraju, ale także wszystkich potrzebujących jego pomocy.
Wolf Warrior 2 to film, który z chęcią oglądnęłabym z moim Tatą w czasach, gdy oboje zachwycaliśmy się do granic możliwości hitami amerykańskiego kina akcji, a bohaterami naszej wyobraźni byli Jean Claude-Van Damme, Steven Seagal i Michael Dudikoff. Chińska produkcja bardzo silnie czepie z kina akcji lat 80 i 90, a szlachetny, choć równocześnie mający skłonność do przemocy główny bohater do złudzenia przypomina Rambo, Cobrę, Samotnego Wilka McQuade’a czy Amerykańskiego Ninję. Hollywood może i traci popularność w Państwie Środka, ale nadal stanowi silną inspirację dla tamtejszych twórców. Wolf Warrior to nie dziedzic chińskiego kina sztuk walki, lecz bliżej mu do produkcji akcji z Hong Kongu (ironia losu?) oraz wspomnianych już bestsellerów wypożyczalni video. Jedyna różnica polega na tym, że zamiast Zielonych Beretów, Marines czy Navy Seals, musimy zaznajomić się z innym oddziałem specjalnym, czyli Wolf Warriors.
Seria nie jest oczywiście tylko
niewinną rozrywką. Już po opisie fabuł obu filmów widać, że mają one za zadanie
przede wszystkim budować dumę z przynależności do dzielnego i szlachetnego
narodu chińskiego, który nie cofnie się przed niczym by ratować swoich
obywateli i uciśnione ludy całego świata. W Wolf Warrior 2 to właśnie Chiny
zastępują Amerykę na stanowisku „world police” i wygląda na to, że znacznie lepiej nadają się do tej roboty, bowiem uważają wszystkich potrzebujących za równych sobie partnerów. Chińscy naukowcy nie tylko budują szpital w opanowanym przez
śmiertelną zarazę bezimiennym afrykańskim kraju, ale także traktują lokalnych
mieszkańców z szacunkiem, obserwując z podziwem ich kulturę, optymizm oraz…
(jak wielokrotnie powtarzają chińscy protagoniści) piękne kobiety. Wolf Warrior
oprócz zdobycia szturmem chińskiego box office’u z pewnością także pomoże wielu
małym Chińczykom w wyborze odpowiedniej ścieżki (wojskowej) kariery. Nie ma bowiem bardziej zaszczytnego i godnego podziwu zawodu od zawodu żołnierza, a Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza to najpotężniejsze i najnowocześniejsze wojsko na świecie. A przynajmniej taką wizję rzeczywistości proponuje nam seria Wolf Warrior.
Zakochałam się w tym kadrze. Pamiętacie chińskie/radzieckie plakaty propagandowe? |
Coś w tym jest, prawda? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz