niedziela, 3 lipca 2016

"Jak urządzić orgię w małym mieście" // "Agent i pół"

Jeszcze zanim udam się na wywczas, chcę podzielić się szybkimi refleksjami na temat dwóch filmów, które zobaczyć można obecnie na ekranie polskich kin. Oprócz dzielenia sal w multipleksach łączy je coś jeszcze - obie reklamowane są jako komedie. I obie zupełnie nie są śmieszne.

"Jak urządzić orgię w małym mieście" / "How to Plan an Orgy in a Small Town"

Ta kameralna produkcja rozgrywa się na terenie małego miasteczka, rozsławionego za sprawą serii książek przypominającą do złudzenia inny kanadyjski hit: "Anię z Zielonego Wzgórza". Z powodu śmierci autorki do miasta przyjeżdża jej córka Cassie (Jewel Staite, znana jako Kaylee z serialu Firefly), która niegdyś opuściła je w atmosferze skandalu. Znana z frywolności i swobody obyczajowej dziewczyna zostaje poproszona przez lokalsów o zorganizowanie... orgii. 

Na pocieszenie Jewel Staite w Firefly
Filmowi daleko jest do śmieszności i trudno znaleźć w nim udane gagi czy dowcipy. Również tytułowa orgia jest raczej kuriozalna niż zabawna. Choć należy przyznać, że film dość celnie ujmuje stereotypową atmosferę małego miasteczka, w którym nic nie jest takim, jakim się wydaje, a frustracja, spełnienie i rutyna mieszkają po sąsiedzku. Poszukującym lekkiej komedii na wieczór film stanowczo odradzam - zamiast śmiechu waszym towarzyszem podczas seansu będzie raczej uczucie niesmaku i zażenowania. 

"Agent i pół" / "Central Intelligence" 


Główny bohater Agenta i pół (Dwayne Johnson) był wyśmiewany w liceum z powodu nadmiernej tuszy. Po latach wraca do szkoły z dwóch powodów: po pierwsze chce wziąć udział w zjeździe absolwentów, a po drugie musi zwrócić się o pomoc w rozbiciu międzynarodowego spisku do swojego dawnego kolegi, niegdysiejszej gwiazdy sportu, a obecnie znudzonego życiem księgowego (Kevin Hart). 


Wbrew swojej imponującej fizyczności, która predestynuje go do roli twardzieli, Dwayne Johnson posiada ogromne umiejętności komediowe. Niestety Agent i pół nie jest ich dobrym przykładem. 
Nie zawinił tu jednak ani żaden z aktorów (chemia między Kevinem Hartem a The Rockiem jest jak najbardziej obecna) ani sama historia, która niesie w sobie tak pozytywne przesłanie, że powinna być pokazywana wszystkim dzieciom dręczonym w szkole przez rówieśnikom. Zawinił scenariusz, który wyraźnie nie respektuje klasycznej zasady trójaktowości, przez co film wydaje się dziwnie przegadany i sztucznie przedłużony (dokładnie do 116 minut). Niedawne 21 Jump Street (oraz jego sequel: 22 Jump Street) choć prostackie i mało wyszukane, poradziło sobie z podobną fabułą znacznie lepiej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz