Czołowym przykładem tej retro-manii (o ile tęsknotę za latami 80. i 90. można już określać mianem retro-manii) jest najnowsza odsłona przygód nowojorskich Pogromców duchów, która 15 lipca zadebiutowała w naszych kinach. Historia opowiedziana w tym filmie zasadniczo nie różni się od tej przedstawionej w oryginalnej wersji z 1984 roku: grupa (para?)naukowców ratuje miasto przed inwazją istot z zaświatów, równocześnie odkrywając znakomity pomysł na biznes. Jedyna różnica polega na płci głównych bohaterów - tym razem tytułowymi Pogromcami duchów zostają kobiety.
Ta zmiana nie wpłynęła jednak w żaden sposób na nastrój i styl filmu. Nowi Pogromcy duchów nie są - w przeciwieństwie do poprzednich filmów ich reżysera Paula Feiga takich jak Druhny (2011) -feministyczną produkcją przepełnionym odważnym humorem. Są stosunkowo zachowawczy, skupieni na akcji i stanowią niemal dokładne odwzorowanie oryginału. Na ekranie zobaczymy te same bronie, kostiumy, lokacje, a nawet słynny samochód.
Jednego jednak Pogromcom duchów zabrakło. Poprzednia wersja, będąca w rzeczywistości opowieścią o grupie nieprzystosowanych nerdów, choć zachwyciła widownię pomysłowością, z pewnością nie rozbawiła jej do łez. Żarty w znacznej większości wywoływały jedynie wzruszenie ramion lub wręcz przechodziły całkowicie niezauważenie. Komediowy sznyt produkcji nadawały jedynie starania obsady z Billem Murrayem na czele, który zdecydowanie wyróżniał się na tle kolegów. Niestety kobieca wersja filmu zawodzi właśnie w tym względzie. Wbrew oczekiwaniom Melissa McCarthy nie udźwignęła ciężaru swojej roli, a jej żarty gubią się w gąszczu pseudo fachowej nomenklatury i efektów specjalnych. Znacznie lepiej od niej spisują się Kate McKinnon w roli ekscentrycznej Holtzmann oraz Chris "Thor" Hemsworth jako głupiutki recepcjonista (na którego niewykorzystane komediowe umiejętności wskazywałam już kiedyś przy Łowcy i Królowej Lodu).
Mimo zachwycających duchów i znakomitego CGI, now(i/e) Ghostbusters rozczarowują. Lepiej nie psuć sobie wspomnień i nadal żyć z wyidealizowany obrazem oryginalnej wersji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz