Luc Besson zamieszkał w mojej kinomańskiej świadomości wiele lat temu, oczywiście za sprawą "Wielkiego Błękitu". Film ten był otoczony w moim domu niemalże nabożną czcią, a ekranowa rywalizacja pomiędzy dwoma nurkami urastała do rangi wiekopomnego pojedynku gigantów. Pewnie dlatego, choć kariera Luca Bessona pozostawia wiele do życzenia, wiele w niej filmów moim zdaniem niezłych. Do tego grona zaliczam przede wszystkim groteskowo futurystyczny "Piąty element", wzruszającego "Leona zawodowca" i niedocenianą, choć interesującą "Angel-A".
Współcześnie kino akcji przeżywa renesans za sprawą produkcji w rodzaju "Uprowadzonej", serii "Transporter" czy nawet kontrowersyjnej "Adrenaliny". Luc Besson w dużym stopniu przyczynił się do takiego stanu rzeczy, będąc producentem wielu filmów tego gatunku. Jego reżyserskie włączenie się do tej ogólnej tendencji brzmiało na prawdę dobrze. Niestety, w swoim najnowszym filmie "Lucy", Francuz zamiast solidnego kina gatunku serwuje widzowi quazinaukową, napompowaną patosem i pseudomądrościami o życiu, śmierci i przemijaniu przypowieść, przypominającą karykaturę filmów Terrence'a Malicka czy nawet Stanleya Kubricka.
Główna bohaterka filmu, Lucy, jest przeciętną młodą dziewczyną, lubiącą imprezy i beztroskie życie. Na wskutek zbiegu okoliczności zostaje wplątana w brutalny świat przemytników narkotyków. Jej przygoda kończy się tragicznie - na wskutek odniesionych obrażeń, transportowany przez Lucy w brzuchu ładunek ulega zniszczeniu i wchłonięciu przez jej organizm. Dziewczyna zyskuje ponadnaturalne zdolności, potrafi używać dotąd niedostępnych rejonów swojego umysłu, dzięki czemu stopniowo przejmuje władzę nad materią i innymi ludźmi. Staje się obiektem zainteresowania naukowców, z którymi pragnie podzielić się uzyskaną wiedzą, lecz jej plany komplikuje niebezpiecznyc azjatycki gang narkotykowy.
Feminizm lejący się z ekranu, gromady nieporadnych i bezbronnych mężczyzn oraz beznamiętna Lucy w wykonaniu pięknej Scarlett Johansson zamiast bawić - irytują. Film broni się typową dla Bessona autoironią i absurdem, jednak nawet ta aura nie jest w stanie uratować dzieła przez byciem kinowym dziwadłem. Niestety, w czasach Avegersów i Transformerów, Scarlett Johansson z pistoletem i w obcisłych jeansach to za mało by zachwycić widzów.
Dla amatorów Scarlett.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz