sobota, 22 lutego 2014

"Jack Strong"

To absolutnie nie jest tak, że przestałam oglądać filmy i przestało mi się chcieć o nich pisać. Podobnie jak w przypadku wielu innych osób, również i mnie, po zakończonej sesji dopadła serialowa epidemia... Ale o tym - innym razem. 

"Jack Strong" to skrupulatnie i z uwagą odrobiona praca domowa z kina amerykańskiego. Nie dziwi to zbytnio, gdy zwróci się uwagę na nazwiska twórców, szczególnie szanowanych przez Władysława Pasikowskiego. Jest tu zarówno mroczny Sam Peckinpah, sensacyjny Michael Mann jak i prowokujący Olivier Stone.


Dlatego też w "Jacku Strongu" jest wszystko to, co w filmie o szpiegu być powinno. Jest intryga, są zwroty akcji, są zbiegi okoliczności, jest biurokracja i akcja w terenie. Jest nawet pościg samochodowy i szpiegowskie gadżety. Skoro więc najnowszy film Pasikowskiego jest prawdziwym przykładem kina gatunków na gruncie polskim, spełnia wszystkie jego podstawowe założenia i opowiada prawdziwą, zajmującą historię, dlaczego po wyjściu z kina jedyne co czułam to rozczarowanie?


Nie czuję w tym filmie realizmu. Czuję natomiast, że twórca chce mnie omamić, okłamać i mało subtelnymi metodami przekonać do swoich racji. Breżniew przypomina mi karykaturalną, na wpół nadtopioną rzeźbę z gabinetu figur woskowych. Radzieccy generałowie są zwierzętami, niecywilizowanymi brutalami, tylko czekającymi na okazję do destrukcji i zadymy. Natomiast Polacy to banda nieudaczników, którzy nie zauważyliby niepodważalnych dowodów, nawet gdyby te ugryzły ich w d**ę.

Jedyną szlachetną nacją są tu Amerykanie. Ich flaga, powiewająca nad zachodnim Berlinem, jest symbolem wolności i wyzwolenia. Pracownicy CIA, z koszmarnie obsadzonym Patrickiem Wilsonem na czele, z wielkim trudem dukają skomplikowane zdania po polsku, próbując nas przekonać o swoich czystych intencjach i emocjonalnym zaangażowaniu.


Nawet główny bohater filmu (w tej roli zagubiony, choć nadal wspaniały Marcin Dorociński), choć kreowany jest na genialnego stratega i człowieka honoru, w rzeczywistości bardziej przypomina polskiego Forresta Gumpa.

Jak pokazuje "Jack Strong", niewiele zmieniło się podejście Pasikowskiego do postaci kobiecych. W "Psach" były przedmiotowo traktowanymi prostytutkami, ściągającymi na mężczyzn zagładę lub sfrustrowanymi gospodyniami domowymi, nudnymi i wiecznie odwieszonymi dziećmi. Po ponad 20 latach, jakie minęły od premiery "Psów" jedynymi kobietami w najnowszym filmie Pasikowskiego jest głupiutka gospodyni domowa (Maja Ostaszewska) i pozostająca w cieniu agentka CIA grana przez pracującą głównie za oceanem Dagmarę Domińczyk (prywatnie żona Wilsona). Smutne.

Uczciwość i wiarygodność. Tego w "Jacku Strongu" mi brakowało.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz