niedziela, 12 stycznia 2014

"Wilk z Wall Street" / "The Wolf of Wall Street"

Jak pokazuje "Wilk z Wall Street" filmowe próby dociekania przyczyn światowego kryzysu gospodarczego z roku 2008, nie spaliły na panewce. Scorsese sięgnął jednak do czasów dalszych niż twórcy arcynudnej "Chciwości" (2011, "Margin Call") i pokazuje, że korzenie problemu sięgają znacznie głębiej. Jego film stanowi uniwersalne studium zachłanności, materializmu i zezwierzęcenia, które ma jednoznaczną genezę: PIENIĄDZ.

Bohater dzieła Scorsese przypomina nieco Gordona Gekko ze słynnego "Wall Street" (i bardzo słabego sequela "Wall Street: Pieniądz nie śpi"). Jednakże przerasta go pod każdym względem.

Gordon Gekko
Jordan Belford, mistrzowsko zagrany przez Leonarda DiCaprio, był prawdziwą postacią nowojorskiej sceny finansowej lat 90. Udało mu się przedrzeć przed szeregi zdeterminowanych yuppie i dzięki pionierskim transakcjom opartym na akcjach groszowych, wieść pełne rozrywek życie miliardera. Jak dowiadujemy się z historii życia maklera, musiał on ostatecznie zapłacić za ciemną stronę swoich interesów. Spędził 22 miesiące w więzieniu, a po wyjściu zajął się... szkoleniami marketingowymi i promocją książki o swoim życiu. Czyżby oszustwo popłacało?

prawdziwy Jordan Belfort
Do podobnych wniosków dochodzi w swoim filmie Sycylijczyk Martin Scorsese. Pokazuje życie i pracę nowojorskich finansistów jako narkotykową orgię o czysto zwierzęcym charakterze. Bohaterowie imprezują, kopulują, konsumują, a nawet zachowują się jak banda otumanionych feromonami zwierząt. I choć nie ma w tym ani grama piękna czy subtelności, to wydaje się to być niezmiernie trafnym sposobem obrazowania naszej ciągłej pogoni za wzbogaceniem się.

Cały film przypomina emocjonalny rollercoaster, gwałtownie rzucając nas od emocji do emocji. Czasem uderzamy w ścianę wulgarności, innym razem nurzamy się w basenie rozpusty i używek by po chwili wznieść się na platformę skrajnej charyzmy.



"Wilka z Wall Street" należy zobaczyć z kilku powodów. I choć mam na myśli również montaż, ścieżkę dźwiękową oraz wbijające w fotel sekwencje, to największą zaletą filmu są dla mnie aktorzy - szarżujący bez barier DiCaprio, genialny, choć jedynie epizodyczny Matthew McCanaughey, ujmujący i na wskroś europejski Jean Dujardin oraz odrażający, niepokojący i szalony Jonah Hill.

Nie przechodźcie koło "Wilka z Wall Street" obojętnie. Dajcie mu się ugryźć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz