Unikając tłumu związanego z premierą filmu "Skyfall" (na który oczywiście również się wybieram i którego również nieomieszkam opatrzyć krytycznym komentarzem), przez zupełny przypadek - a dokładnie przez ogromną sympatię mojego kinowego towarzysza do whisky - trafiłam na film "Whisky dla aniołów". W reżyserii Kena Loacha, którego filmy, jak sie okazuje, potrafią być o niebo bardziej emocjonujące niż legendanie już nudny "Wiatr buszujący w jęczmieniu".
W "Whisky dla aniołów" mamy:
- elementy kryminału
- szkocki odpowiednik "Trainspottingu"
- obraz marginesu społecznego
- przypowieść o tym jak z nizin dojść na szczyt
- galerię ludzkich osobliwości
- mało wyszukany, szkocki humor
- dobrze skonstruowaną intrygę
- miłe dla ucha piosenki
a także dużo, dużo whisky, której bukietem, wraz najwybitniejszymi smakoszami, się rozkoszujemy.
Bardzo ciekawa propozycja filmowa dla wielbicieli whisky, Szkocji, a także nie zatłoczonych sal kinowych. Czemu nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz