sobota, 13 października 2018

"22 lipca" / "22 July"

Ciekawa sprawa: zamach przeprowadzony przez skrajnie prawicowego terrorystę Andersa Breivika na norweskiej wyspie Utoya w 2011 roku, doczekał się w ostatnim czasie dwóch świetnych filmów. Pierwszy z nich, Utoya, 22 lipca (reż. Erik Poppe, Norwegia 2018) od dłuższego czasu krąży po festiwalach, choć na polskie ekrany wejdzie dopiero w listopadzie. Jest filmem niezwykłym, ponieważ skupia się tylko i wyłącznie na samym ataku, trwa dokładnie tyle samo minut i został zrealizowany w jednym, długim ujęciu. Kamera jest po trosze niemym uczestnikiem tragicznego zdarzenia, razem z młodzieżą ucieka w popłochu, chowa się w lesie i czeka na ratunek. Daje nam wrażenie uczestnictwa w wydarzeniu, umożliwia przyjrzenie się z bliska przerażonym twarzom uwięzionych na wyspie nastolatków i świetnie oddaje poczucie osaczenia przez nieznane niebezpieczeństwo. Anders Breivik ani przez chwilę nie pojawia się na pierwszym planie, lecz jest pozbawionym twarzy zagrożeniem, którego ruchy śledzimy głównie poprzez odgłosy wystrzałów. Tymczasem 22 lipca (reż. Paul Greengrass, Islandia/Norwegia/USA 2018), który właśnie wszedł na ekrany wybranych polskich kin (oraz pojawił się równocześnie na platformie Netflix), choć ma podobny tytuł i dotyczy w gruncie rzeczy tego samego wydarzenia, jest filmem kompletnie innym. 


22 lipca zaczyna się dzień przed tragedią. Pokazuje przygotowania młodzieży do pierwszej nocy pod namiotami na wyspie Utoya, przedstawia widzom norweskiego premiera (Jensa Stoltenberga - obecnie sekretarza generalnego NATO) także planującego wizytę na obozie oraz samego Breivika, który pieczołowicie przygotowuje się do zamachów. Film stara się odmalować jak najpełniejszy obraz zdarzeń i oddać wielowątkowość wydarzenia, wprowadzając liczne wątki poboczne. Ma jednak swojego głównego bohatera: nastoletniego Viljara, którego życie diametralnie zmienia się po zamachu. 

Jonas Strand Gravli jako Viljar

Reżyser filmu, Paul Greengrass, brał już na warsztat niejedno traumatyczne wydarzenie. Opowiadał między innymi o 11 września i locie United Airlines 93, który zamiast rozbić się o kluczowy budynek w Waszyngtonie, w wyniku buntu sterroryzowanych pasażerów spadł na pole w Pensylwanii (Lot 93). Oprócz narodowych traum, reżyser przyglądał się im także w wymiarze jednostkowym, czego najlepszym przykładem jest świetny Kapitan Philips z Tomem Hanksem w roli głównej. Film opowiadający o statku porwanym przez somalijskich piratów, zapada w pamięć ze względu na finałową scenę. Uratowany kapitan po badaniu lekarskim zostaje sam. Wpatruje się w przestrzeń, starając się uporać z okropnymi doświadczeniami poprzednich dni. Życie toczy się wokół niego dalej, jednak on tkwi w bezruchu, podobnie jak statyczna kamera, która pozostaje włączona dłużej niż zwykle. 22 lipca to właściwie kontynuacja i rozbudowa zabiegu z Kapitana Philipsa. Tu także kamera pozostaje włączona po zamachu, jednak nie ogranicza się wyłącznie do wieńczącej film, statycznej obserwacji. Stanowi punkt wyjścia do opowieści o tym, co wydarzyło się w kolejnych lipcowych, sierpniowych, wrześniowych, październikowych dniach... 

Kapitan Philips (2013)
22 lipca różni się od Utoyi, 22 lipca jednym ważnym elementem: podejściem do postaci Andersa Breivika. Norweski film niemal zupełnie go nie pokazuje, przez co zamachowiec zostaje przekształcony w pozbawione twarzy zagrożenie. Tymczasem film Greengrassa czyni terrorystę ważną postacią, która opowiada o swoich motywacjach i żywo reaguje na medialną burzę wokół swojej osoby. Reżyser zadaje tym samym stare jak świat pytanie, szczególnie aktualne w norweskich realiach. Czy ktoś, kto z zimną krwią pozbawił życia ponad 200 osób i spowodował poważne obrażenia u podobnej ilości, ma prawo do sprawiedliwego procesu, obrony prawnika i humanitarnego traktowania? Pierwszą, instynktowną reakcją jest przecież w tym przypadku chęć zemsty, zgotowania oprawcy podobnego piekła, jakie ten przygotował swoim ofiarom. Ale czy w ten sposób nie upodabniamy się do niego, nie zrównujemy z nim w okrucieństwie? 

Anders Danielsen Lie jako Anders Breivik
Takie pytania nie są niczym nowym, jednak w 22 lipca nabierają szczególnej mocy i właściwie nieustannie pojawiają się z tyłu głowy podczas projekcji. Gdybym miała wybierać swojego faworyta pomiędzy opisanymi powyżej filmami o zamachach na Utoyi, wybrałabym film Greengrassa. Choć norweska wersja jest bardziej immersyjna, fizyczna, intensywna i angażująca emocjonalnie, to film brytyjskiego reżysera został ze mną na dłużej, po części ze względu na swoją wielowymiarowość, lecz przede wszystkim za sprawą nieprzeniknionej twarzy aktora Andersa Danielsena Lie, wcielającego się w Breivika. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz