Już 28 kwietnia startuje 10. edycja festiwalu NETIA OFF CAMERA. Większość z was pewnie wie, że jestem związana z tym wydarzeniem poniekąd zawodowo: moje teksty pojawiają się czasem na ich oficjalnej stronie. Ostatnio zdarzyło mi się pisać m.in. o modernizmie, kosmosie, a także komentować program festiwalu w Cannes. Jednak dzisiejszy post ma charakter całkowicie prywatny i nie był w żaden sposób przez nikogo zamawiany (czyt. opłacany). Jego cel jest prosty (i mam nadzieję pożyteczny). Z ogromu prezentowanych na festiwalu filmów wybieram dokładnie 10 wartych zobaczenia. Powody ku temu są różne, tak samo jak i moje oczekiwania wobec poszczególnych produkcji. Szczegóły poniżej.
#1. "Free Fire", reż. Ben Wheatley
Poprzedni film Wheatleya, High-Rise, był niewątpliwym objawieniem. Hipnotyzująca stylistyka futuro-retro, piękny Tom Hiddleston oraz Jeremy Irons "będący z zawodu modernistą" wprawiały w zachwyt, a sam film stawał się wdzięcznym podmiotem do analizy (której ja sama się niestety nigdy nie podjęłam, pewnie z powodu nieznajomości książkowego oryginału). Nowy film reżysera, Free Fire to zupełnie inna bajka: krwawa, komediowa i z doborową obsadą (Sharlto Copley, Brie Larson, Cillian Murphy, Armie Hammer). Jak sugeruje zwiastun, akcji i brytyjskiego humoru zdecydowanie tu nie zabraknie.
#2. "Jutro będziemy szczęśliwi" / "Demain tout commence", reż. Hugo Gelin
Przyznaję - współczesne francuskie komedie pozostają dla mnie zagadką (może zmieni to planowana wycieczka nad Loarę), choć zdecydowanie doceniam ich pożyteczność i poprawiające nastrój działanie. Nie jestem wielką fanką Nietykalnych, ale za to wypłakałam morze łez na sentymentalnym Rozumiemy się bez słów, więc sądzę, że zniosę też Omara Sy w roli zaskoczonego, samotnego ojca.
#3. "Miss Sloane", reż. John Madden
Jessica Chastain walczy z systemem zarówno na ekranie, jak i poza nim. W Miss Slone wciela się w rolę lobbystki, zmagającej się z amerykańskimi producentami broni, natomiast w życiu domaga się zrównania płac aktorów i aktorek. Imponujący idealizm, wart zobaczenia.
#4. "Młodzi przebojowi" / "Sing Street", reż. John Carney
"No women can tuely love a man, who listens to Phil Collins". Możemy spierać się co do prawdziwości tego padającego w Sing Street stwierdzenia, jednak nie możemy zaprzeczyć, że muzyka stanowi dobrą drogę do serca ukochanej. Po ten sprawdzony sposób sięga irlandzki nastolatek będący głównym bohaterem Sing Street. Czy film rzeczywiście jest hitem na miarę ujmującego Once? Najwyższa pora się przekonać.
#5. "Monstrum" / "Colossal", reż. Nacho Vigalondo
Monstrum to jeden z najdziwniejszych monster-movies ostatnich lat. Najwyraźniej chodzi w nim o to, że zmagająca się z alkoholizmem i chronicznym bezrobociem Anne Hathaway, posiada swoje gigantyczne alter ego, które kroczy ulicami koreańskiego Seulu, niszcząc wszytko na swojej drodze. Ten opis to chyba wystarczająca zachęta, by zobaczyć film.
#6. "Other People", reż. Chris Kelly
Czarne komedie o poważnych chorobach (w tym nowotworach) to kontrowersyjny sposób na polepszenie sobie humoru. Trudno powiedzieć do kogo są adresowane i jakie mają przełożenie na rzeczywisty proces zmagania się z chorobą. Jednakże ponieważ często są okazją do katartycznego wręcz łkania lub uronienia kilku łez, mają swoich zwolenników. Other People wydaje się w oszczędny sposób dysponować irytującym dla wielu sentymentalizmem, ponadto był filmem otwarcia festiwalu w Sundance. Może więc warto po niego sięgnąć?
#7. "Szatan kazał tańczyć", reż. Katarzyna Rosłaniec
Polski rodzynek w zestawieniu. Świat prezentowany przez Katarzynę Rosłaniec (np. Galerianki, Bejbi blues) jest mi dość obcy, podobnie jak jej ekscentryczni bohaterowie. Wydaje mi się jednak, że rozumiem o co w tym wszystkim chodzi. Polscy młodzi są nie tylko gniewni, ale też cholernie zagubieni w nowoczesności wymagającej sukcesów, modnych, nietuzinkowych ubrań, relaksującego hobby, czasu na imprezy i szaleństwa, a także wiecznego bycia online. Instagram to nie moja aplikacja, ale zdarza mi się jej używać by poczuć przynależność do tej równoległej rzeczywistości. Z podobnych powodów zobaczę Szatan kazał tańczyć.
#8. "The Edge of Seventeen", reż. Kelly Fremon Craig
Nie wiem jak wy, ale ja stęskniłam się za charyzmatyczną Hailee Steinfeld, która zachwyciła widownię w 2010 roku rolą w Prawdziwym męstwie braci Coen. The Edge of Seventeen to znacznie weselsza wizja dorastania niż ta zaserwowana nam niedawno przez Netflix w serialu Trzynaście powodów. Tu główna bohaterka nie zostaje sama ze swoimi problemami, a z samobójczymi myślami pomaga jej się mierzyć Woody Harrelson. Oczywiście ekscentryczny i zachwycający jak zwykle.
#9. "Zaginione miasto Z" / "The Lost City of Z", reż. James Gray
Historia z (niezwykłego) życia wzięta. Brytyjski podróżnik Percy Fawcett, mimo szyderstw ze strony naukowców i odkrywców, wierzy w istnienie zaginionej cywilizacji w samym środku brazylijskiej dżungli. Jej ukrytą w buszu stolicę nazywa "Z" i uważa, że została zbudowana na ruinach legendarnego El Dorado. Co stało się z Fawcettem? Tego niestety nie dowiemy się z Wikipedii, gdyż podróżnik (grany w filmie przez Charlie'go Hunnama) zaginął w 1925 roku podczas jednej z wypraw, wraz ze swoim synem (Tom Holland). Kto wie, może Zaginione miasto Z uchyli przed nami rąbka tej tajemnicy...
#10. "Zwyczajna dziewczyna" / "Their Finest", reż. Lone Scherfig
Lone Scherfig kiedyś kolegowała się z von Trierem, a nawet nakręciła film zgodny z zasadami Dogmy (Włoski dla początkujących). Po jakimś czasie porzuciła jednak charcząco-gardłowy duński by zamienić go na znacznie łatwiejszy fonetycznie angielski. Zwyczajna dziewczyna to nie jej pierwsza, z ducha brytyjska opowieść z kobietą w roli głównej - wszak w 2002 roku Scherfig zrealizowała film Była sobie dziewczyna. Jednak w przypadku najnowszego tytułu, nostalgiczna historia z czasów II wojny światowej została wzbogacona o silny wątek filmowy: główna bohaterka (grana przez Gemmę Arterton) jest scenarzystką na planie propagandowej, wojennej produkcji. Autotematyzm w filmie? Lubimy to!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz