Fabuła najnowszego filmu Meksykanina Guillermo del Toro - Crimson Peak: Wzgórze krwi - przedstawia się następująco: mieszkająca w Ameryce młoda pisarka Edith (Mia Wasikowska) zakochuje się w biednym angielskim arystokracie Thomasie Sharpie (Tom Hiddleston) i pomimo sprzeciwu ojca (Jim 'Bobby Singer' Beaver) wychodzi za niego za mąż. Młoda para zamieszkuje w podupadającej i budzącej grozę rezydencji Allerdale Hall wraz z surową siostrą baroneta - Lucille (Jessica Chastain). Mimo licznych ostrzeżeń z zaświatów, naiwna Edith nie spodziewa się jak wiele tajemnic kryje w sobie zarówno złowrogi dwór jak i jego mieszkańcy.
Crimson Peak: Wzgórze krwi nie broni się jako horror - najstraszniejsza podczas seansu była temperatura w sali kinowej, w której ktoś wyraźnie zapomniał włączyć ogrzewania. Oprócz przenikającego odczucia zimna, miało to jednak jeszcze jeden efekt - wzmacniało identyfikację z bohaterami, którzy podobnie jak widownia marzli w niemożliwym do ogrzania gigantycznym domu z równie ogromną dziurą w dachu. Warto wspomnieć, że rzeczona dziura - dynamiczna (w zależności od pory roku wpada przez nią śnieg, liście lub bliżej nieokreślony pył) i niezwykle dosadna (stanowi ostateczne potwierdzenie upadku domu Sharpe'ów) - urasta do rangi jednej z najciekawszych postaci w filmie.
A bardziej na poważnie - choć forma Crimson Peak może wydawać się mocno archaiczna (i słusznie!), to sam film zawiera w sobie wiele interesujących wątków. Pierwszym, jest widoczny od początku konflikt starego świata z nowym, a więc angielskiej ubożejącej arystokracji i nowobogackich self-made-manów z Ameryki. Reprezentują oni dwie, zupełnie przeciwne sobie wizje życia, z których jedna, ta mniej postępowa, zmierza do nieuchronnej zagłady. Wyjątkową stratą jest niemalże niewykorzystany motyw autotematyczny - Edith jest przecież początkującą pisarką tworzącą debiutancką powieść, będącą pełnym metaforycznych duchów romansem. I choć podobieństwo do fabuły filmu jest nieprzypadkowe, to zostało przez twórców prawie zupełnie zignorowane.
Niemożliwy do przeoczenia jest genderowy przewrót dokonany w filmie. To nie bujająca w obłokach intelektualistka Edith czy zimna Lucille są erotycznymi obiektami do oglądania, lecz posiadający wierne spojrzenie szczeniaka Thomas w rozchełstanej koszuli i o modnie zmierzwionych włosach.
Crimson Peak ma jedną, główną zaletę, a jest nią niezwykła strona wizualna. Twórcy filmu, skupieni na stworzeniu misternej scenografii i rozlewaniu wszędzie czerwonej farby we wszystkich odcieniach osiągnęli zachwycający efekt - niesamowite wnętrza zapełnione zakurzonymi i złowieszczymi bibelotami, nieoczywiste i niezwykle kreatywne oświetlenie oraz przedziwna architektura Allerdale Hall sprawiają, że szybko zapominamy o wszystkich ułomnościach fabuły.
Dlatego choć na Crimson Peak: Wzgórzu krwi strasznie bywa rzadko, to jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich fanów Jane Austen, Toma Hiddlestona i grozy spod znaku literatury gotyckiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz