środa, 30 stycznia 2019

"Maria, królowa Szkotów" / "Mary Queen of Scots" - recenzja filmu

Tragiczne losy Marii Stuart od lat inspirują pisarzy, poetów i filmowców. Jeśli chodzi o filmowe wersje losów słynnej Szkotki, jest w czym wybierać. Wielbiciele staroci mogą sięgnąć po Marię, królową Szkotów z 1971, ze znakomitą rolą Vanessy Redgrave, a fanów nastoletnich dramatów wciągnie za pewne serial Nastoletnia Maria Stuart. Swoją (przeraźliwie nudną) wersję losów królowej mają nawet Szwajcarzy (Maria, królowa Szkotów, 2013). Po co nam więc kolejna Maria? 


Na to pytanie stara się odpowiedzieć wywodząca się z teatru reżyserka Josie Rourke, której Maria, królowa Szkotów weszła właśnie na ekrany polskich kin. Tytułowa bohaterka filmu, Maria Stuart, jest młodziutką wdową, która po pobycie we Francji wraca do rodzinnej Szkocji. Jej obecność  stanowi zagrożenie dla władającej Wielką Brytanią królowej Elżbiety I, która nie doczekała się potomka. Maria wikła się w skomplikowaną grę, w której stawką jest dziedziczenie angielskiego tronu. 


Josie Rourke oraz towarzyszący jej scenarzysta Beau Willimon (House of Cards) starają się naprawić wiele błędów historii. Uzupełniają angielski XVI-wieczny dwór osobami o rozmaitej karnacji i przynależności etnicznej, przedstawiają osoby heteroseksualne i transpłciowe oraz czynią z tytułowej bohaterki prawdziwą feministyczną Joannę D'Arc. Tolerancja, różnorodność i postępowość włada filmowym światem, ale tylko w jego kobiecej odsłonie. Ten idylliczny stan niszczą pałający rządzą władzy mężczyźni, będący zbiorowym czarnym charakterem filmu. Nawet najbardziej zaufany i oddany towarzysz może okazać się łajdakiem, przekonuje Maria, królowa Szkotów demaskując męskich bohaterów jak Lars von Trier w finale Nimfomanki (2013). 


Maria, królowa Szkotów jest nową, postmodernistyczną wersją klasycznej historii. Naprawia zaniedbania, wynagradza szkody i oddaje sprawiedliwość wszystkim poszkodowanym przez lata patriarchalnego ucisku. Szkoda tylko, że robi to nieudolnie, nie może bowiem zdecydować się, czy jest śmiałą próbą konstruowana równościowego świata z przeszłości czy może tradycyjnym, konserwatywnym dramatem kostiumowym. 


Maria, królowa Szkotów przez swoje niezdecydowanie traci również szansę na bycie wielkim aktorskim pojedynkiem. Obsadzone w głównych rolach Saoirse Ronan i Margot Robbie spotykają się w filmie tylko raz, a w fabule brakuje wyraźnego konfliktu czy zmienności w ich relacjach. Pierwsze skrzypce (także ze względu na zdecydowanie dłuższy czas ekranowy) zdecydowanie gra znana z Pokuty (2007) Irlandka. Budowana przez Ronan postać jest pełna siły i godności, przyciąga spojrzenia i zachwyca wyniosłością. Równocześnie jest także prawdziwym kameleonem: w mgnieniu oka przeistacza się z chichoczącej nastolatki w otuloną aksamitnym światłem Madonnę z dzieciątkiem. Saoirse Ronan pięknieje w oczach i na prawdę już nie wiem, czy lepiej jej w zieleniach z Brooklynu (2015) czy może błękitach z Marii, królowej Szkotów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz