niedziela, 28 kwietnia 2013

"Panaceum" / "Side Effects"

Steven Soderbergh znany jest z nierównego poziomu swoich filmów. Ma w swoim dorobku filmy znakomite - "Seks, kłamstwa i kasety wideo" (1989, debiut!), nieco gorsze, choć nadal zadowalające - "Traffic" oraz zupełnie beznadziejne - "Che. Boliwia" / "Che. Rewolucja" (dylogia z roku 2008, którą zmęczyłam tylko ze względu na rolę Benicio Del Toro).

Benicio Del Toro w "Traffic"
Wedle zapowiedzi, "Panaceum" ma być ostatnim filmem Soderbergha. Nie byłby to zły koniec kariery, a raczej dowód na to, że Soderbergh choć nie został wybitnym artystą kina, jest bardzo sprawnym rzemieślnikiem.

"Panaceum" ma dobrą obsadę, ciekawą i wiarygodną historię oraz zegarmistrzowską precyzję. Jude Law, pomimo 41 lat na karku nadal hipnotyzuje widza swoim urokiem amanta, Catherine Zeta-Jones wreszcie więcej gra niż wygląda, a Rooney Mara to jedna z najbardziej obiecujących młodych aktorek.

Rooney Mara w "Panaceum"
To solidne kino, ale bez fajerwerków. Można.

piątek, 26 kwietnia 2013

"Olimp w ogniu" / "Olympus Has Fallen"

Po krótkim odwyku wracam do najlepszej pracy na świecie. Recenzje kolejnych kinowych (i telewizyjnych) nowości już wkrótce!

W roku 1984, zrealizowano kuriozalny film "Red Dawn". Opowiadał on o III Wojnie Światowej, która nie dość, że wybuchła na terenie USA, to jeszcze została wywołana przez interesującą koalicję radziecko-kubańską. Na całe szczęście Patrick Swayze z (jeszcze trzeźwo myślącym) młodym Charlie Sheenem u boku, zorganizowali partyzantkę o nazwie "Rosomaki" i tym samym skutecznie uprzykrzali życie egzotycznym okupantom. Film ten był odpowiedzią na masową paranoję, która narosła w latach 80 za sprawą konserwatywnej postawy Ronalda Reagana, który bez ogródek nazywał ZSRR "imperium zła".



W roku 2013 powstał "Olimp w ogniu". Tym razem, zmasowany atak na symbol amerykańskiego ducha czyli Biały Dom, przypuścili Koreańczycy. Pewnego rodzaju furtką bezpieczeństwa, którą zostawili sobie twórcy, było nie utożsamienie najeźdźców z oficjalnym rządem Północnej Korei. Również i teraz, istnieje niezłomna jednostka w postaci ex-agenta Secret Service (Gerald Butler), który w pojedynkę, niczym bohater "Szklanej Pułapki" podejmie się trudu rozwikłania patowej sytuacji i uwolnienia prezydenta Stanów Zjednoczonych (Aaron Eckhart) z niewoli.


"Olimp w ogniu" powstał wedle najlepszych wzorców kina akcji z lat 80 i pod tym względem dorównuje swoim poprzednikom.
Jednakże u mnie powoduje pewien niepokój. Filmy tego rodzaju powodują narastanie masowej psychozy i jeszcze większy lęk społeczeństwa amerykańskiego. Powiedzmy wprost - to nie jest film pacyficzny, a jak wiemy "z terrorystami się nie negocjuje". Terrorystów się niszczy.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień X.

I po festiwalu. To było niewątpliwie 10 bardzo intensywnych dni, zarówno pod względem logistycznym jak i filmowym. Teraz za bilety do kina trzeba będzie już płacić :) 
A na koniec - film (w niektórych kręgach) kultowy.

"Faster, Pussycat! Kill! Kill!" (1965)

W tym roku, najstarszym prezentowanym filmem było "Szybciej koteczku! Zabij! Zabij!". Trudno znaleźć lepszy przykład kina exploitation, w tym przypadku opierającego się na szowinistycznej pracy kamery, kostiumach uwydatniających (pokaźne) trzeciorzędowe cechy płciowe bohaterek oraz błahej fabule będącej jedynie pretekstem dla przemocy i zapasów w piasku/błocie/sianie.
Przy odpowiednim nastawieniu, seans może okazać się wspaniałą kampową rozrywką, nieco bardziej interesującą dla amatorów powabów płci pięknej.

Piękna i zabójcza Varla (Tura Satana)

sobota, 20 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień IX

Gala zamknięcia już za nami, nagrody rozdane, ale projekcje filmów trwają nadal! 
Mój komentarz na temat nagrodzonych, jest krótki. Zwyciężyły filmy trudne ("Ombline"), eksperymentalne ("Soldate Jeannette" oraz "Upstream colors") a wszystko zwieńczył banał w postaci "Baby Blues". Bardzo cieszy nagroda dla "Obławy" - jak to dobrze, że zasłużonej nagrody nie zwinęło mu sprzed nosa efekciarskie "Nieulotne"!

"Wyprawa do Xingu" / "Xingu" (2012)

Kiedy usłyszałam, że to film przygodowy, spodziewałam się brazylijskiej wersji Indiany Jonesa. A dostałam rozgrywający się w dżungli Amazońskiej i oparty na prawdziwych wydarzeniach  dramat w duchu postkolonialnym i ekologicznym. Trzej bracia Villas Boas, gnani żądzą przygód i zmęczeni nudnym i bezcelowym miejskim życiem, przyłączają się do ekspedycji, mającej na celu eksplorację najdzikszych zakątków Brazylii. Jednakże wrażliwi i gruntownie wykształceni "biali ludzie", zamiast rozszerzania wpływów rządu centralnego, skupiają się na pomocy i ochronie zagrożonych plemion Indian. Ich wieloletnia walka i poświęcenie skutkuje utworzeniem największego na świecie rezerwatu - Narodowego Parku Xingu.
Jak widać w Brazylii robi się znacznie więcej, niż tylko telenowele.


"Upstream Color" (2013)

Widziałam w swoim życiu wiele. Jednakże po projekcji tego filmu czułam jakby ktoś włożył mój skołatany mózg do blendera, zmiksował i wlał z powrotem na właściwe miejsce. 
To skrajnie eksperymentalna produkcja, która powoli i skrupulatnie buduje swój świat paranoidalnej logiki i zadziwiająco spójnego ciągu przyczynowo-skutkowego. Na ekranie pojawiają się czerwie, prosiaki, hipnoza, transfuzje krwi, błękitne storczyki, "Walden" Thoreau, plotery i smutni, zagubieni ludzie, którzy nie bez pomocy pogubili się we własnym życiu. Brawa za oryginalność, wymowne milczenie w sprawie zdrowia psychicznego twórców. 



piątek, 19 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień VIII

Dzisiaj wytwornie i bosko.

"I Am Divine" (2013)

Truizmem jest stwierdzenie, że to życie pisze najlepsze scenariusze. Pewną nowością może być przyznanie, że pisze również i te najdziwaczniejsze.
Filmowa wersja życia Harrisa Glenna Milsteada, najsłynniejszego drag queen, znanego pod pseudonimem "Divine" nie jest czystą wirtuozerią kina dokumentalnego. To dość schematyczny twór, jednakże jego treść nie ma sobie równych. Pamiętajmy jednak, że droga Divine, od bycia zwykłym dziwakiem do osiągnięcia statusu ikony popkultury nie wyda się interesująca osobom o małej tolerancji kiczu w jego czystej postaci.



"Soldate Jeannette" (2013)

Ten przedziwny i achronologiczny spektakl pozbawiony zdrowego rozsądku, zadziwiająco mocno wciąga i angażuje. Łatwo dość do genezy problemu głównej bohaterki filmu. Trudniej zrozumieć jej chaotyczne postępowanie. Jednakże, cytując klasyka - w tym szaleństwie jest metoda. A warto je zobaczyć chociażby ze względu na przepiękne, ascetyczne kadry inspirowane Dreyerem.



"Przypadek" (1981)

Już na początku przyznaję, że nie jestem znawcą twórczości Krzysztofa Kieślowskiego (co mam nadzieję, zmieni się w najbliższej przyszłości). Pokaz zrekonstruowanego cyfrowo "Przypadku" był bezprecedensowy i pozbawione sensu jest zachęcanie lub zniechęcanie kogoś do obejrzenia tego filmu we wspomnianych warunkach. Ale podkreślić należy jedno.
To nie jest film naszego pokolenia, ale znaczna większość jego elementów nie straciła nic z siły swojego przekazu. Zachwyca precyzja i struktura filmu - jedna historia w trzech wariantach. A o wszystkim zadecyduje tytułowy przypadek (i Albert Camus).


czwartek, 18 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień VI + Dzień VII

Mój 6. dzień festiwalu można podsumować słowami: "Widziałam Josha".

Dlatego też pozwolę sobie przejść do dnia następnego, znacznie bardziej produktywnego pod względem filmowym. 

"The Iceman" (2012)

O Richardzie Kuklinskim opowiadano mi podczas wizyty w USA. Jednakże absurdalność historii spowodowała, że zamiast rzucić się w wir pełnego zapału researchu, skwitowałam tą informację uprzejmym acz bezmyślnym potakiwaniem. 
Kuklinski uważany jest za zabójcę na zlecenie o rekordowej liczbie wykonanych zadań - podobnież ponad 100. Oto przykład naszego rodaka, który odniósł sukces za granicą, pomimo dokuczającej mu poważnej choroby psychicznej. Historia to zajmująca, a Michael Shannon w roli tytułowej po raz kolejny potwierdza swój geniusz. Kto wie, może wkrótce zostanie etatowym czarnym charakterem Hollywood? 
Kilka filmowych smaczków: Chris Evans w długich włosach, Ross z "Przyjaciół" w roli gangstera oraz Weronika Rosati w wybitnej 10-sekundowej roli dziewczyny przy stole obiadowym. 
Samemu filmowi zarzucam brak spójności, chaotyczność, zadziwiającą powierzchowność i brak wyraźnego celu. To moim zdaniem, mocna trójka.

Michael Shannon i Ray Liotta
"Smashed" (2012)

Z wielu osobistych względów, próbuje w swoich mini-recenzjach pomijać filmy o uzależnieniach. Z tego właśnie powodu nigdy nie zamieściłam recenzji (poprawnego) filmu "Lot" ("The Flight"), jednego z tegorocznych kandydatów do Oscarów. 
Jednakże "Smashed" dzięki swojej prostocie środków i niezwykłej sugestywności, przekonało mnie do chwilowego odstąpienia od mojej żelaznej reguły. To jak na razie jedyny film (obok "Telstar...") który otrzymał ode mnie ocenę 5 w ramach konkursu publiczności. Operując czarnym humorem pokazuje, że silna wola pozwala na odbicie się od dosłownego bruku, którego się sięgnęło i wyprowadzić swoje życie na prostą. Należy docenić ten film, bo choć tego typy historie zdarzają się niezwykle rzadko, nadzieję, choć jest matką głupich, zawsze warto trzymać przy sobie. 

Dwie wspaniałe aktorki: Mary Elizabeth Winstead oraz Octavia Spencer

wtorek, 16 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień V

Połowa za nami. 

"Hollywood Shuffle"

Nie przepadam za "Do the Right Thing" oraz innymi filmami podpisanymi nazwiskiem Spike'a Lee. Pewnie dlatego, że nie mieszkam w Nowym Jorku i nie jestem czarna. Jednakże sekcja Black American Cinema, jak do tej pory podoba mi się bardzo i niezmiernie cieszy mnie fakt, że film "Hollywood Shuffle" kontynuuje tą dobrą passę.
To film zaskakująco inteligentny, a za razem swobodny, stworzony za prywatne pieniądze, na zdobycznych skrawkach taśmy filmowej. Pokazuje mechanizmy utrwalania rasowych stereotypów przez kulturę popularną oraz dostarcza dobrej rozrywki nie tylko Afroamerykanom. I jest "so 80's".
Warto zobaczyć, by przekonać się że kultura czarnych, to nie tylko 50 Cent i Eddie Murphy.

Off Plus Camera: Dzień IV

Nie ukrywam, że lekkie opóźnienie spowodowane jest wczorajszymi wydarzeniami w Bostonie. Jednakże wróćmy do meritum - festiwal nadal trwa!

"Nieulotne"

Pomimo pojedynczych głosów zachwytu, jakie udało mi się do tej pory usłyszeć, wolałam ominąć "Nieulotne" szerokim łukiem. Jednakże skoro już otrzymałam możliwość zobaczenia filmu, pełna nadziei poszłam zobaczyć tą nową jakość w Polskim kinie.
Zdjęcia owszem, ujmujące, natomiast sama historia i stopień w jakim jest w stanie zainteresować widza, woła o pomstę do nieba. Odtwórcy głównych ról, owszem, rozbierają się chętnie i często, choć nie pomaga im to w zbudowaniu ciekawych postaci.
Polskie kino zawsze miało pecha do amantów, Jakub Gierszał kontynuuje tą tradycję.

"Telstar: The Joe Meek Story"

Film naładowany muzycznymi smaczkami, które z pewnością łatwo odkryje każdy miłośnik muzyki z Wysp Brytyjskich. Znakomita zabawa, choć z tragicznym zakończeniem. Tytułowy Joe Meek był jednym z najbardziej oryginalnych producentów muzycznych lat 60, na co może wskazywać chociażby umiejscowienie jego studia nagraniowego - w zwykłym mieszkaniu nad sklepem z walizkami.
Mówiąc krótko: bardzo profesjonalna muzyczno-filmowa perełka, którą z pewnością warto zobaczyć!

niedziela, 14 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień III

Dzisiaj skromnie. 

"Zadanie specjalne" / "Cruising" (1980)

Dla mnie, miłośnika i kolekcjonera filmowych kuriozów, "Zadanie specjalne" było pozycją obowiązkową. Nie mogłam przejść obojętnie obok takiego opisu: [cytat z przewodnika festiwalowego]

"Steve Burns (Al Pacino) to nowojorski glina, który otrzymuje zadanie odnalezienia mordercy homoseksualistów uczęszczających do ekstremalnych klubów sado-maso w Greenwich Village. Burns udaje geja i zaczyna odwiedzać naładowane ekstremalnym erotyzmem przybytki. W miarę, jak rozwiązuje zagadkę morderstw, zaczyna sam kwestionować swoją seksualną tożsamość… "



To film nie pozbawiony poczucia humoru - jak inaczej można by wytłumaczyć obecność naoliwionego dwumetrowego murzyna uderzającego bohaterów po twarzy w najmniej spodziewanych momentach? Jednakże po latach, wiele innych, początkowo poważnych scen, nabiera skrajnie komediowego charakteru. Należy również zaznaczyć, że pomimo obecności Ala Pacino, "Zadanie specjalne" jest kompletnie pozbawione dobrego aktorstwa. 




Choć nie sądzę, żeby homoseksualny taniec detektywa Serpico zapisał się złotymi zgłoskami w historii kina, to "Zadanie specjalne" na długo pozostawi głęboką rysę na mojej filmowej psychice. To film brudny - brudzi nas estetycznie, moralnie i wizualnie, równocześnie zapewniając dogłębne spojrzenie na obyczajowy pejzaż Nowego Jorku lat 70.

Film dla tych, którzy na swojej bucket liście zapisali: "zobaczyć Ala Pacino w scenie gejowskiej". No i wielbicieli tematyki. 

sobota, 13 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień II

Prawdziwy test mojej silnej woli. 

"Repo Man" (1984)

Tytułowy "Repo Men" to w rzeczywistości komornik, daleko jednak temu filmowi do dzieła Feliksa Falka. Estetycznie to klasyk z lat 80 - efekty specjalne rodem z pierwszego "Terminatora" czy "Oni żyją" ("They Live", 1988 , reż. John Carpenter). Tematycznie, prawdziwy misz-masz wszelkich motywów i gatunków, od teen movie począwszy, na science-fiction skończywszy. Plus młody Emilio Estevez. Dla wielbicieli absurdu, Iggy'ego Poppa i neonowej stylistyki. 

"The Strange Little Cat" (2013)

Od strony technicznej, to wspaniały, harmonijny film, zbudowany z muzycznym wyczuciem formy. Portret rodzinny we wnętrzu mieszkania z drobnymi ciągotami w stronę surrealizmu. Totalna nuda. 

"Red Flag" (2012)

Ku mojemu zdziwieniu nie było to przeintelektualizowane, pompatyczne kino młodego (niezależnego) twórcy przekonanego o swojej wyjątkowości. Miłe zaskoczenie, ciekawa fabuła i bezpretensjonalny styl. Sympatyczne.

piątek, 12 kwietnia 2013

Off Plus Camera: Dzień I

 Z powodu mojej pracy (no dobrze, wolontariatu) na festiwalu Off Plus Camera, jestem zmuszona chwilowo zawiesić swoje stałe blogowe cykle. Jednakże, ponieważ blogi podobnie jak przyroda nie znoszą próżni, najbliższych 10 (!!!) postów poświęconych będzie filmom, które udało mi się zobaczyć w ramach festiwalu Off Plus Camera. 



Powyższe zadanie powinno w teorii przynieść same korzyści. Ja - będę czuć się lepiej, ponieważ mój blog będzie żywy i na czasie. Wy - być może znajdziecie tu film, który was zainteresuje, a po oglądnięciu pozostawi po sobie to wspaniałe uczucie filmowego zaspokojenia. 
A jak będzie w praktyce - zobaczymy. 

"Mebelki" / "Tiny Furniture" (2010)

Lena Dunham, reżyserka "Mebelków" jest również autorką niezwykle popularnego serialu "Dziewczyny" ("Girls"). Ów serial reklamowany jest jako "Seks w wielkim mieście" nowego pokolenia, jednakże dla mnie okazał się być zupełnie niestrawną mieszaniną irytującego marazmu, nieporadności życiowej i bardzo brzydkiego seksu. Dlatego też "Mebelki" były dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Lekkie, ale nie lekkomyślne. Autobiograficzne, ale nie nudne. Swobodne, ale nie chaotyczne. A co najważniejsze, skłaniające do bardzo nieprzyjemnych i niepokojących refleksji.



"Shaft" (1971)

O klasykach tego pokroju, trudno napisać coś odkrywczego. Ten czołowy film nurtu blaxsploitation łączy w sobie arcydzieło i skrajną kiczowatość. W "Shafcie" aktorstwo jest przerysowane, sceny erotyczne - psychodeliczne i nadmiernie estetyzowane, a pościgi częste. Jednakże trudno oderwać wzrok od ekranu i odtwórcy głównej roli - magnetyzującego Richarda Roundtree, który podczas jednej sekwencji potrafi poderwać kobietę, wdać się w strzelaninę, wziąć prysznic i wypić espresso.



sobota, 6 kwietnia 2013

Filmowe kurioza: "Tere Bin Laden" (2010)

Coraz częściej oglądam filmy, z którymi nie potrafię sobie poradzić - są złe technicznie, kiczowate, a historie które opowiadają są skrajnie absurdalne i odrealnione. Mimo to mnie fascynują i chcę o nich opowiadać. Będę to czynić w ramach nowego cyklu, który uruchamiam (bo mogę :P)  zaraz obok "Perełek z lamusa" - "Filmowe kurioza".

Zapraszam do wpisywania w komentarzach WASZYCH typów najbardziej kuriozalnych filmów, z jakimi zdarzyło wam się mieć do czynienia!
A na początek - zapraszam na orientalne danie w stylu indyjskim z odrobiną keczupu - "Tere Bin Laden".



Zacznijmy od fabuły. Młody Pakistańczyk, zafascynowany kulturą amerykańską jest pierwszym pasażerem tej narodowości, który został wpuszczony do USA drogą lotniczą po wydarzeniach z 11 września. Na pokładzie samolotu, młodzieniec ćwiczy poprawną angielską wymowę powtarzając przeczytane w gazecie słówka - "bomb", "terrorist", czym wzbudza ciekawość innych pasażerów. Jednakże kiedy podchodzi do stewardessy podając upuszczony przez nią nóż, zostaje uznany za prawdziwego terrorystę i zaraz po przylocie do Nowego Jorku - deportowany z powrotem do Pakistanu.
Od tej pory jego jedynym marzeniem będzie powrót na amerykańską ziemię. Aby zdobyć pieniądze na fałszywy paszport i wizę, angażuje lokalnego hodowcę kurczaków do wcielenia się w rolę Osamy Bin Ladena, a następnie sprzedaje kasetę z nagraniem jego przemówienia, ściągając na siebie uwagę, bliżej nieokreślonych amerykańskich służb specjalnych.
I wierzcie mi, to dopiero początek kłopotów.

Całość jest farsą, zrealizowaną w iście bollywoodzkim stylu (choć ze znikomą ilością piosenek), ośmieszającą nie tylko samych Pakistańczyków ale przede wszystkim Amerykanów. W lekkiej i kiczowatej formie "Tere Bin Laden" zwraca uwagę na rasowe stereotypy, bezpodstawne ograniczenia wolności ludzi o arabskim wyglądzie, a także bezsens konfliktu na Bliskim Wschodzie.

Główny problem z bollywoodzkimi filmami polega na rozpatrywaniu ich w kategorii kiczu, co dla nas Europejczyków, wydaje się zupełnie zrozumiałym zabiegiem. Jednakże jak zgodnie twierdzą badacze, kicz to pojęcie nieznane Hindusom, a filmy Bollywoodzkie są przedłużeniem ich bogatej tradycji i próbą pogodzenia własnych ideałów z agresywnymi zachodnimi wzorcami.

A w głównej roli: Ali Zafar, który w 2012 w rankingu  "Sexiest Asian Man" zajął drugie miejsce, wyprzedzając dotychczasowego faworyta - Shahrukh Khana. [Na pierwszym miejscu: Hrithik Roshan].

Ali Zafar