czwartek, 3 stycznia 2019

"Spider-Man Uniwersum" / "Spider-Man: Into the Spider-Verse"


Współczesne kino rozrywkowe nie istniałoby bez komiksów, które okazały się równym dobrym co tradycyjna literatura, arsenałem pomysłów. Jak dobitnie pokazało wydawnictwo/wytwórnia Marvel, odpowiednio zrobione (i zaplanowane!) filmowe adaptacje graficznych opowieści mogą wynieść firmę na finansowy szczyt i uczynić rozrywkowym imperium. Zdecydowanie mniejsze szczęście do przekładania komiksów na język filmu ma medialny gigant Sony, którego niedawny Venom jest tego najlepszym dowodem. Tym bardziej zaskakujące, że to właśnie u Sony swój prawdziwy dom odnalazł słynny Spider-Man.


Ze Spider-Manem spotykaliśmy się już wielokrotnie na małych i wielkich ekranach. Za mojego świadomego życia, z różnym powodzeniem wcielało się w niego trzech aktorów, z których ostatni – młodziutki Tom Holland – skutecznie przywrócił człowiekowi-pająkowi spontaniczność i chłopięcą energię. Jednak nawet jego rola blednie w obliczu tego, co dzieje się w animacji Spider-Man Uniwersum.


Początkowo głównym bohaterem jest tu Miles Morales, nowojorski nastolatek o artystycznych skłonnościach, który… zostaje ugryziony przez radioaktywnego pająka. Dalszy ciąg historii toczy się zgodnie z przewidywaniami – Mike uczy się wykorzystywać nowe moce, przeżywa utratę bliskiej osoby i czuje ciężar odpowiedzialności związany z byciem superbohaterem. Czy to kolejne bezsensowne powtórzenie tej samej historii? Zdecydowanie nie. Choć powtórzenie i zwielokrotnienie jest istotą Spider-Man Uniwersum to zostaje ono wprowadzone w pełen polotu i fantazji sposób, bez ograniczeń, z dużą samoświadomością i wielkim poczuciem humoru. W filmie pajęczy superbohater, na wskutek czasoprzestrzennych zawirowań, spotyka swoich pobratymców z innych wymiarów. Ich historie, choć paralelne, znacząco różnią się od siebie. I tak człowiek-pająk przyjmuje w Spider-Man Uniwersum twarz małej mangowej dziewczynki, detektywa w konwencji noir, wysmukłej nastoletniej baletnicy, a nawet znanego ze Zwariowanych melodii prosiaka Porky’ego.


To karkołomne pomieszanie z poplątaniem bardzo łatwo mogło się nie udać, jednak dzięki absolutnie fenomenalnej stronie wizualnej filmu, przyjmujemy wszystkie wcielenia Spider-Mana z całym dobrodziejstwem inwentarza. Animatorzy pracujący przy produkcji puścili wodze fantazji i zafundowali widzom feerię barw i kształtów, oscylujących gdzieś pomiędzy kwasowymi wizjami, obrazkami z kalejdoskopu i prawdziwymi dziełami sztuki. Umieszczone w rozpadającym się mieście sekwencje akcji wprawiają w czysty zachwyt, podobnie jak zastosowane w animacji efekty nadające jej wyraźnie komiksowy charakter oraz unosząca się nad wszystkich estetyka glitchu, cyfrowego błędu. 


Spider-Man Uniwersum to film komiksowy pełną gębą, który nie tylko korzysta z historii znanych z kart komiksów, ale swoją formą oddaje specyfikę papierowego medium. Robi wszystko to, czego z racji przyjętej konwencji nigdy nie zrobi w swoich filmach Marvel, a co jakiś czas temu mogliśmy podziwiać w kultowym w niektórych kręgach filmie Scott Pilgrim kontra świat (2010). Mówią, że jaki pierwszy film, taki cały rok. W takim razie – nie mogę się już doczekać kolejnych wizyt w kinie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz