Współczesne kino rozrywkowe nie istniałoby bez komiksów,
które okazały się równym dobrym co tradycyjna literatura, arsenałem pomysłów.
Jak dobitnie pokazało wydawnictwo/wytwórnia Marvel, odpowiednio zrobione (i
zaplanowane!) filmowe adaptacje graficznych opowieści mogą wynieść firmę na finansowy szczyt i uczynić rozrywkowym imperium. Zdecydowanie mniejsze
szczęście do przekładania komiksów na język filmu ma medialny gigant Sony,
którego niedawny Venom jest tego najlepszym dowodem. Tym bardziej zaskakujące,
że to właśnie u Sony swój prawdziwy dom
odnalazł słynny Spider-Man.
Ze Spider-Manem spotykaliśmy się już wielokrotnie na małych
i wielkich ekranach. Za mojego świadomego życia, z różnym powodzeniem wcielało
się w niego trzech aktorów, z których ostatni – młodziutki Tom Holland –
skutecznie przywrócił człowiekowi-pająkowi spontaniczność i chłopięcą energię. Jednak nawet jego rola blednie w obliczu tego, co dzieje się w
animacji Spider-Man Uniwersum.
Początkowo głównym bohaterem jest tu Miles Morales, nowojorski nastolatek o artystycznych skłonnościach, który… zostaje
ugryziony przez radioaktywnego pająka. Dalszy ciąg historii toczy się zgodnie z
przewidywaniami – Mike uczy się wykorzystywać nowe moce, przeżywa utratę
bliskiej osoby i czuje ciężar odpowiedzialności związany z byciem
superbohaterem. Czy to kolejne bezsensowne powtórzenie tej samej historii?
Zdecydowanie nie. Choć powtórzenie i zwielokrotnienie jest istotą Spider-Man
Uniwersum to zostaje ono wprowadzone w pełen polotu i fantazji sposób, bez
ograniczeń, z dużą samoświadomością i wielkim poczuciem humoru. W filmie pajęczy superbohater, na
wskutek czasoprzestrzennych zawirowań, spotyka swoich pobratymców z innych
wymiarów. Ich historie, choć paralelne, znacząco różnią się od siebie. I tak człowiek-pająk przyjmuje w Spider-Man Uniwersum twarz
małej mangowej dziewczynki, detektywa w konwencji noir, wysmukłej nastoletniej
baletnicy, a nawet znanego ze Zwariowanych melodii prosiaka Porky’ego.
To karkołomne pomieszanie z poplątaniem bardzo łatwo mogło
się nie udać, jednak dzięki absolutnie fenomenalnej stronie wizualnej filmu,
przyjmujemy wszystkie wcielenia Spider-Mana z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Animatorzy pracujący przy produkcji puścili wodze fantazji i zafundowali widzom
feerię barw i kształtów, oscylujących gdzieś pomiędzy kwasowymi wizjami, obrazkami
z kalejdoskopu i prawdziwymi dziełami sztuki. Umieszczone w rozpadającym się
mieście sekwencje akcji wprawiają w czysty zachwyt, podobnie jak zastosowane w
animacji efekty nadające jej wyraźnie komiksowy charakter oraz unosząca się nad wszystkich estetyka glitchu, cyfrowego błędu.
Spider-Man Uniwersum to film komiksowy pełną gębą, który
nie tylko korzysta z historii znanych z kart komiksów, ale swoją formą oddaje
specyfikę papierowego medium. Robi wszystko to, czego z racji przyjętej
konwencji nigdy nie zrobi w swoich filmach Marvel, a co jakiś czas temu mogliśmy
podziwiać w kultowym w niektórych kręgach filmie Scott Pilgrim kontra świat (2010). Mówią, że jaki pierwszy film, taki cały rok. W takim razie – nie mogę
się już doczekać kolejnych wizyt w kinie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz