poniedziałek, 29 lipca 2019

"W deszczowy dzień w Nowym Jorku" / "A Rainy Day in New York" - recenzja filmu


Mamy taki ładny zwyczaj z moim +1, że chodzimy na każdy film pewnego reżysera. Pech chciał, że reżyserem tym jest Woody Allen, którego filmy od pewnego czasu są… no, powiedzmy, że nie takie jak dawniej. Mimo to, motywowani naszą własną świecką tradycją, jak zwykle udaliśmy się do nieocenionego Kina Pod Baranami na nowy tytuł Amerykanina: W deszczowy dzień w Nowym Jorku


To film niepozbawiony zalet. Największą, zdecydowanie jest grająca słodką idiotkę z prowincji Elle Fanning, która choć początkowo irytuje manierą, z czasem kradnie show, a miejscami ratuje wręcz film przed porażką. Broni się także Timothée Chalamet, tworzący postać wiecznie zbuntowanego chłopaka, ewidentnie urodzonego w niewłaściwej epoce, a nawet Selena Gomez przekonująco wyrzucająca z siebie kąśliwe uwagi. 


Problem polega jednak na tym, że Woody Allen nie zauważył upływu czasu. Znów stara się zrobić taki sam film, jaki nakręcił równo czterdzieści lat temu: jego cudowny Manhattan (1979) był prawdziwym listem miłosnym do Nowego Jorku, jego mieszkańców i tamtejszej niepowtarzalnej atmosfery. Niestety w Deszczowym dniu... mimo lejących się z nieba strumieni, Allenowi nie udaje się wejść po raz drugi do tej samej rzeki. Wyraźnie stracił wyczucie miejsca, nie potrafi, nawet z pomocą operatora Vittorio Storaro, oddać piękna oraz magii Wielkiego Jabłka. Deszczowy dzień... częściej niż na ulicach, klimatycznych barach czy inteligenckich mieszkaniach, rozgrywa się w wytwornych, ociekających bogactwem wnętrzach. Wspaniałych, lecz pozbawionych duszy i mogących znajdować się właściwie w każdym zakątku świata. 

Timothée Chalamet i Elle Fanning
W deszczowy dzień w Nowym Jorku to film przepełniony nostalgią, która momentami ciągnie go wyraźnie w dół. Na całe szczęście historia młodej dziennikarki (znów - w wykonaniu świetnej Elle Fanning) przeżywającej najdziwniejszy weekend w swoim życiu, skutecznie wciąga i przez większość czasu pozwala zapomnieć o licznych wadach tytułu, który pozostawia po sobie uczucie powierzchowności i niedosytu. Opowiedziana w nim historia miłosna jedynie prześlizga się po emocjach, aktorzy wydają się pozbawieni reżyserskich wytycznych, a dialogi - choć jak zwykle błyskotliwe - brzmią w ustach gwiazd sztucznie i martwo. 

5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz