środa, 18 czerwca 2014

"Michael Kohlhaas"

Znamy wielu słynnych buntowników. Za sprawą "Bravehearta" cały świat dowiedział się o nieugiętym Williamie Wallace. O Rob Royu wiemy nawięcej z filmu pod tym samym tytułem, z Liamem Neesonem w roli głównej. 

A czy słyszeliśmy kiedyś o Michealu Kohlhaasie? 

To buntownik inny niż pozostali. Mniej spektakularny, bardziej karny, ufający w ponadludzką siłę sprawiedliwości, której obsesyjnie szukał. Prawdzi Kohlhaas żył na terenie współczesnych Niemiec, w XVI wieku. W roku 1808, Henrich von Kleist stworzył powieściową wizję losów bohatera. Jak mówią znawcy - nadwyraz uniwersalną i zaskakująco wspólczesną. 


Filmowy Michael Kohlhaas, grany ascetycznie przez jak zawsze genialnego Madsa Mikkelsena to buntownik bez polotu. Nie przemawia, nie wykonuje symbolicznych gestów. Wie konkretnie czego chce i do spełnienia tego dąży, niezależnie od kosztów. Historia jest nadwyraz prosta - mężczyzna z powodzeniem zajmuje się sprzedażą koni. Jednakże, podczas jednej z wypraw handlowych, zostaje niesłusznie zmuszony do zapłaty cła, w postaci dwóch, przepięknej urody koni. Kupiec, zirytowany bezczelnością lokalnego barona, wytacza mu proces sądowy. Niestety - arystokrata nie poddaje się tak łatwo, oddala zarzuty dzięki swoim wpływom i zabija żonę Kohlhaasa, co staje się przełomem w życiu wszystkich bohaterów. Od tej pory, z gromadą wiernych sług i zbuntowanych wieśniaków, Kohlhaas krąży po okolicy szukając sprawiedliwości. 


Nie po raz pierwszy historia buntownika zawitała na wielkim ekranie - wcześniej sięgnął po nią Volker Schlondorff (1969, "Michael Kohlhaas - der Rebel"). Jednak po raz pierwszy została pokazana przez pryzmat obrzeży historii, mikroepizodów, które mówią nierzadko więcej od monumentalnych scen bitewnych. Wiele słyszymy, widzimy najcześciej pustkę krajobrazu, samotnych jeźdzców i egzystencjalne poszukiwanie wartości. Wspaniały finał wynagradza każdy moment nudy, a surowa twarz Mikkelsena nie potrzebuje grymasów i nadmiernej ekspresji, by nadać całej historii niezwyklego, ponadczasowego wydźwięku.


Takie slow-cinema dla początkujących. Można. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz