wtorek, 27 maja 2014

Godzilla

Krakowski Festiwal Filmowy swoją drogą, ale nie można zapominać o nowościach! A tych w kinach sporo, oj sporo...

Monumentalna Godzilla jest niewątpliwie wytworem kultury japońskiej. Ten przerośnięty jaszczur, będący najczęściej zagrożeniem dla ludzkości, jest ucieleśnieniem nuklearnych lęków Japończyków, jak najbardziej w ich przypadku uzasadnionych. Trudno więc oczekiwać, że Hollywood będzie potrafiło poradzić sobie z tym tematem, zwłaszcza, że film "Godzilla" z 1998 roku nie uzyskał aprobaty fanów japońskiego dinozaura.


Mimo to, tegoroczna "Godzilla" okazuje się być rozrywką na przyzwoitym poziomie. Twórcy próbują nadać tej mainstreamowej produkcji kataftroficznej, quazi artystyczny pazur. Pojawiają się cienie, niejasności, dziwne, niekanoniczne ujęcia. Widz czuje się zaintrygowany i z większą tolerancją przyjmuje monstrualny ładunek filmowych klisz.


Ford (Aaron Johnson), żołnierz amerykańskiej piechoty morskiej, traci za młodu matkę (Juliette Binoche - całe 3 minuty na ekranie) w wypadku w elektrowni nuklearnej. W wyniku tego, jego ojciec (Bryan Cranston) traci zmysły i za wszelką cenę stara się rozwikłać zagadkę katastrofy. Wkrótce okazuje się, że jako jedyny trafnie odczytał sejsmiczne sygnały i przewidział pojawienie się potworów.

Bowiem w "Godzilli" potworów jest więcej. Głównym zagrozeniem są, żywiące się promieniowaniem MUTOs - Massive Unidentified Terrersial Organisms (w wesji polskiej GNOLe - Gigantyczne Niezidentyfikowane Obiekty Lądowe) przypominające monstrualnych rozmiarów modliszki.


Jak twierdzą eksperci, "Godzilla" oddaje hołd wytwórni Toho (twórcom orginalnych filmów) co widać przede wszystkim w kreacji tytułowej bohaterki filmu. Godzilla ma więcej charakteru niż Aaron Johnson i Bryan Cranston razem wzięci. Staje się też antybohaterem, bo pomimo budzącego strach wizerunku, jest naszą jedyną szansą na obronę przed atakiem ogromnych owadów.

Można, czemu nie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz