wtorek, 18 marca 2014

"Tylko kochankowie przeżyją" / "Only Lovers Left Alive"

Legenda głosi, że Jim Jarmusch jako zapalony filmoholik doskonale orientuje się we współczesnym kinie. Nic więc dziwnego, że w swoim najnowszym dziele odnosi się do jednego z najdziwniejszych, ale też najbardziej fascynujących zjawisk popkulturowych, jakim jest zainteresowanie wampiryzmem.


Bohaterowie filmu "Tylko kochankowie przeżyją" - Adam i Ewa to nie tylko (pod każdym względem) najstarsza para świata. To również dwójka wampirów egzystujących we współczesności świecie, nadal darzących się niegasnącym uczuciem. Na wieść o przedłużającej się depresji i przygnębieniu Adama, zdeterminowana i energiczna Ewa porzuca marokańskie miasto Tangier - swój orientalny azyl i przyjeżdża do ukochanego Adama żyjącego samotnie w wielkim i opuszczonym domu w Detroit. W objęciach wiecznej nocy, dyskutują o muzyce i nauce, zmagają się z szaloną siostrą Ewy (zagraną fenomenalnie przez Mię Wasikowską), ciągłym pragnieniem i rosnącym zainteresowaniem świata zewnętrznego. Na co dzień rozwiązującymi problem swojego głodu w sposób czysty moralnie i fizycznie - kupują krew w szpitalu by później raczyć się nią podczas narkotycznych seansów. Ich życie, długie, ciche i przepełnione medytacją zdaje się być nieszkodliwą i przedłużoną wariacją ludzkiego losu.


Film „dzieje się” bardzo powoli. Reżyser za pomocą estetycznie wysmakowanych zdjęć i oryginalnych kątów widzenia kamery wciąga widza w ten spowolniony świat, pomagając mu wczuć się w klimat dzięki znakomitej muzyce Jozefa van Wissema, zespołu SQURL i orientalnych brzmień. Fascynujący i niejednoznaczny świat hipnotyzuje nie tylko fanów twórczości Jarmuscha, dzięki czemu 123 minuty projekcji mijają prawie niezauważalnie. Z pewnością duża w tym zasługa odtwórców głównych ról – Tildy Swinton oraz Toma Hiddlestona, których aktorskie kreacje są zarówno wyraziste jak i poprowadzone z wyraźnym dystansem. 
W najnowszym filmie Jarmusha aż roi się od kulturowych odniesień oraz przysłowiowych mrugnięć okiem w kierunku widza. Na ścianie wiszą portrety pisarzy, poetów i wynalazców, w ogródku obraca się jeden z generatorów Tesli, a wnętrze domu Adama przepełniają stare Gibsony i Fendery. Gra z konwencjami przenika się tutaj z popkulturowymi cytatami oraz gorzkimi egzystencjalnymi przemyśleniami. Wampiry u Jarmuscha nie są bowiem błyszczącymi w słońcu idolami nastolatek. Przypominają raczej pogrążone w beznadziejnym nałogu przebrzmiałe gwiazdy rocka, które udręczone, niemo przyglądają się historii i jej przemianom. 

Adam i Ewa wieszczą upadek naszej cywilizacji, a my, przyglądając się opustoszałym ruinom Detroit wierzymy im na słowo. Co więcej – zauroczeni wspaniałymi zdjęciami Yoricka Le Saux możemy zaryzykować stwierdzenie, że apokalipsa już się dokonała, a my jesteśmy jedynie błąkającymi się po świecie niedobitkami, tłumami „zombie”, jak to określa filmowy Adam.


Krwiożerczy kochankowie zmęczeni zgniłym zachodem znajdują pocieszenie na uduchowionym wschodzie. Tam muzyka brzmi prawdziwiej, ludzie kochają się mocniej, a sztuka jest czysta i autentyczna. „Tylko kochankowie przeżyją” nie jest pustą wariacją na temat filmów wampirycznych. To przede gorzkie proroctwo na temat przyszłości, które łatwiej nam przełknąć dzięki zanurzeniu w popkulturowym sosie.

Zdecydowanie tak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz