sobota, 15 czerwca 2013

"1000 lat po Ziemi" / "After Earth"

Sesja, sesja i po sesji. Można oglądać dalej. 

Staropolskie porzekadło mówi, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. Doskonale wiemy, że nie jest to prawdą, a niektóre rodziny zaskakują nas swoim zintegrowaniem i zgodnością. Ale jedno jest pewne: z rodziną nie powinno się robić filmów.*

Jako przykład podajmy rodzinę Coppola. Kiedy ojciec, Francis Ford, obsadził swoją malutką córkę w epizodycznej roli w filmie "Ojciec Chrzestny" było to urocze intertekstualne nawiązanie do rzeczywistości pozafilmowej. Jednakże gdy powierzył jej jedną z kluczowych ról w ostatniej części trylogii... no cóż, sami wiecie jak to się skończyło. 

Na całe szczęście, Sofia Coppola nie kontynuuje swojej kariery aktorskiej, stając (ze znacznie większym powodzeniem) po drugiej stronie kamery. 

Podobnie stało się w przypadku Willa Smitha i jego syna Jadena. Kiedy chłopiec wystąpił w filmie "W pogoni za szczęściem", był rozczulającym dodatkiem do zachwycającej roli swojego ojca. Nawiasem mówiąc, film ten szczerze polecam nie tylko ze względu na wybitną kreację Willa Smitha (choć brzmi to jak oksymoron). Ten film to niezawodne lekarstwo na przygnębienie. 


"W pogoni za szczęściem" ("The Pursuit of Happyness", 2006)

Sprawy skomplikowały się, gdy Jaden, już jako nastolatek, zagrał w filmie "1000 lat po Ziemi" i swoją rolą pogrążył tą produkcję w moich oczach. Jego bezsensowna bieganina i dwa naprzemiennie używane miny, powodują, że zupełnie nie przejmujemy się losami bohatera. Również i Will Smith nie jest tu bez winy. Kreując postać apodyktycznego ojca, jest człowiekiem niezłomnym, bez lęku i kompletnie bez wyrazu. Zdecydowanie wolimy ironiczną i zabawną wersję Willa Smitha, znaną z serii "Faceci w czerni"




"1000 lat po Ziemi" byłoby bardzo dobrą grą komputerową. Mamy tu kolejne zadania, wydawane przez auktorialny, niezaangażowany autorytet, szeroki wybór broni oraz końcowego "bossa". Jako film, "After Earth" zawodzi na całej linii. I nie pomogło tu nazwisko M. Night Shymalana.
Nie. 

* Ta reguła, podobnie jak wiele innych ma swoje wyjątki. Wiadomo: bracia Coen, bracia Quay, bracia Dardenne... Zwróćmy jednak uwagę, że są to reprezentanci tego samego pokolenia, stąd przypuszczalnie większa zgodność i lepsze efekty. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz