sobota, 4 maja 2013

"Intruz" / "The Host"

"Intruz" czyli transcendentalny romans z międzyplanetarnym mezaliansem w tle. 

Ekranizacje kolejnych dzieł Stephanie Meyer (tak, to ta od "Zmierzchu") były tak samo nieuniknione jak dalsze części "Fast and Furious" (premiera szóstej odsłony cyklu już 24 maja!). W tym przypadku miało być lirycznie i wizjonersko. Wyszło nudno i monotonnie. 

"Intruz" to uaktualniona i wyczyszczona z politycznych podtekstów wersja klasycznej "Inwazji porywaczy ciał". Na dodatek w formie rządzącego się swoimi zasadami podgatunku teen-movie, co powoduje, że akcja filmu rwie się i zatrzymuje przy każdym pocałunku (a tych nie brakuje). Próbowałam się powstrzymać  na prawdę próbowałam, ale nie potrafiłam. Od kiedy angielskie słowo "host" oznacza intruza? 

Saoirse Rohan
Filmu nie ratuje odtwórczyni głównej roli, Saoirse Rohan, którą zachwycałam się niegdyś przy okazji "Hanny". Młodziutka aktorka wypada tutaj równie blado jak wykonawcy ról drugoplanowych - Diane Kruger oraz William Hurt. Ciekawostka - jednego z młodocianych amantów gra tutaj syn Jeremy'ego Ironsa - Max.  


Film zamiast prowokować uniwersalne pytania o istotę człowieczeństwa, doprowadza do wielokrotnego ziewania. Naprawdę nie warto. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz