wtorek, 26 marca 2013

"Władza" / "Broken City"

Wielkie metropolie przeżarte są korupcją, władza upaja jak narkotyk, a prawda zawsze leży po środku. Niezwykle odkrywcze przesłanie, nieprawdaż?

Film "Władza" (nie nie nie - nie będę narzekać na tłumaczenie tytułu!) ma wszystko, co porządne komercyjne kino mieć powinno - wielkie gwiazdy oraz aktualny (a za razem uniwersalny i internacjonalny) temat. Niestety - zamiast być solidnym kinem gatunkowym jest solidną stratą czasu. A kompozytora muzyki do tego filmu powinno się zakuć w dyby i obrzucać zgniłymi pomidorami.

Obsada dobrana jest koszmarnie - Russell Crowe przez cały film wydaje się zastanawiać co tu właściwie robi. Być może skusiło go doborowe towarzystwo Catherine Zeta-Jones? Jestem skłonna to zrozumieć, pani Douglas, choć wiele nie gra ani nie mówi, wygląda zjawiskowo.



Niestety, główną gwiazdą filmu pozostaje ex-raper Marky Mark o wiecznie zmarszczonym czole - Mark Wahlberg. Jest to jeden z tych aktorów, który przypomina mi, dlaczego wielbię kino klasyczne i gwiazdy pokroju Bogarta.

Obawiam się, że to nie aktorskie umiejętności są najsilniejszym punktem w CV Marka Wahlberga.
[Dowód na raperską karierę Wahlberga: https://www.youtube.com/watch?v=-eSN8Cwit_s]

Jedyną perełką (a może nawet perełeczką, nie przesadzajmy) jest rola Barry'ego Peppera - aktora o znanej twarzy, ale nieznanym nazwisku.

NIE MA PO CO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz