sobota, 22 października 2011

"Drive"

Film, któremu nic nie brakuje. Czasem film akcji ze strzelaninami i pościgami samochodowymi, czasem melancholijny dramat o samotności człowieka i trudnej miłości, a czasem emanująca przerażającą przemocą rzeźnia. Rzeczywistość, nawet przestępcza rzeczywistość, nie jest jednoznaczna i czarno-biała. Nawet tam zdarzają się prawdziwi bohaterowie (jak cały czas usilnie podpowiada nam ścieżka dźwiękowa, skądinąd świetna i niezwykle oryginalna). Chłopcy o skarconych twarzach i małomówności Rocky'ego Balboa, którzy pomimo ubrudzonej krwią kampowej kurtki rodem z lat '80, zachowują wewnętrzną czystość i szlachetność. I wiedzą co znaczy -  "do the right thing". Samotna jazda pustymi nadal budzi takie same emocje jak w czasach "Taksówkarza", a kiedy doda się do tego pięknie zabudowane kadry (scena na plaży) otrzyma się dzieło, po którym na prawdę ciężko spokojnie zasnąć. Ryan Gosling wreszcie mnie do siebie przekonał.

Wreszcie film, o którym można powiedzieć coś innego niż "można, ale nie trzeba". Trzeba. Koniecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz