czwartek, 2 sierpnia 2018

18. MFF Nowe Horyzonty

Powiem wprost: wrocławski Festiwal Nowe Horyzonty to zdecydowanie najważniejsze filmowe wydarzenie lata. Niestety do tej pory nie udało mi się w nim uczestniczyć, więc tegoroczna edycja była moją pierwszą. Dotrwałam mniej więcej do połowy i zobaczyłam w tym czasie 22 filmy. Choć to stosunkowo niewiele, to zdecydowanie wystarczająco by poczuć festiwalowy klimat. Wreszcie na własnej skórze przekonałam się o bezwzględności internetowego systemu rezerwacji miejsc na seansach. Otóż niezależnie, czy jest się początkującym blogerem, pudelkowym celebrytą czy papieżem: jeśli kupiło się karnet, trzeba wstać rano i w pełnej gotowości czekać na 8:30, kiedy to rozpoczyna się rejestracja na poszczególne pokazy. Miejsca znikają z prędkością światła, dlatego lepiej zawsze mieć pod ręką kilka zapasowych pomysłów.


Właściwie udało się zobaczyć wszystko, co chciałam, więc teraz dwa słowa o samych filmach. Trzeba być optymistą, więc skupię się na moich ulubionych. Oto TOP 6 (pierwszych sześciu dni) Festiwalu Nowe Horyzonty. Kolejność przypadkowa. 

#1. Mektoub. Moja miłość: pieśń pierwsza


Prawie dałam się nabrać! Nowy film skandalisty Abdellatifa Kechicha, zdobywcy Złotej Palmy za Życie Adeli, rozpoczyna się bardzo odważną i dosłowną sceną erotyczną. Bez zbędnego wstępu reżyser wrzuca nas w oświetlony południowym słońcem świat zderzających się ze sobą opalonych ciał, zapowiadając jeszcze odważniejsze sceny w dalszej części filmu. Jednak nic z tego, bo w Mektoubie oprócz sekwencji początkowej, eksplicytnych scen seksu jest jak na lekarstwo. Nie oznacza to oczywiście, że film pozbawiony jest erotyzmu. Napięcie czuć niemal w każdym momencie, a bohaterowie są cały czas o krok od zrzucenia z siebie wszystkich ubrań. Kechiche z humorem pokazuje beztroskie lato grupy młodych ludzi, pełne zabawy, flirtów, ale też bardziej przyziemnych obowiązków i zakradających się tu i ówdzie przemyśleń o powakacyjnej przyszłości. Robi to z niepokojącym urokiem rubasznego wujaszka, który nie wie, kiedy należy wyjść z imprezy, ani jak należy się zachowywać wobec atrakcyjnych koleżanek własnej nastoletniej córki.

#2. Winni


Dobrze skonstruowany filmowy monodram, w którym pierwsze (i właściwie jedyne) skrzypce gra duński policjant, pracujący jako dyspozytor linii alarmowej. W gąszczu błahych telefonów, jego uwagę zwraca dziwne połączenie od młodej kobiety, jakby mówiącej szyfrem. Mężczyzna szybko orientuje się, że rozmówczyni została porwana i w ten, pośredni sposób, próbuje go o tym poinformować. Winni przypominają trochę film Locke. Większość akcji rozgrywa się poza siedzibą linii alarmowej i dociera do nas jedynie za pośrednictwem połączeń telefonicznych. Jest tu jednak znacznie więcej zaskoczeń, także dotyczących głównego bohatera, któremu pewien czyn z przeszłości przeszkadza w wykonywaniu codziennej pracy. Winnych zdecydowanie warto zobaczyć nawet dla czystej rozrywki, bo emocji i zdumiewających zwrotów akcji zdecydowanie tutaj nie brakuje. 

#3. Dogman


Włochy jeszcze nigdy nie wyglądały tak obskurnie i przygnębiająco jak w Dogmanie. Wrażenie to dodatkowo pogłębia świetny odtwórca tytułowej roli, Marcello Fonte (nagroda aktorska w Cannes!), przypominający udręczonego przez życie młodego Ala Pacino. Grany przez niego bohater (też Marcello), pracuje jako psi fryzjer i ma właściwie tylko jedną ambicję: być lubianym. Realizuje ją na co dzień podchodząc z sympatią do psich klientów, kolegów z osiedla, ukochanej córki, a także lokalnego opryszka. Niestety ta w gruncie rzeczy właściwa strategia, okazuje się mieć straszliwe konsekwencje. Wikła bohatera w skomplikowane układy, diametralnie zmienia jego życie, a ostatecznie doprowadza do buzującej emocjami, szokującej finałowej sekwencji. 

#4. Jeszcze dzień życia


Z tego co zdołałam się zorientować, Jeszcze dzień życia ma bardzo mieszane opinie, a wielu osobom po prostu się nie podoba. Ja jednak będę bronić tego filmu przede wszystkim ze względu na jego wartość edukacyjną. Jeszcze dzień życia to hybrydyczna, filmowa wersja książki Ryszarda Kapuścińskiego pod tym samym tytułem. Za pomocą komputerowej animacji i filmu dokumentalnego, twórcy opowiadają stosunkowo mało znaną historię polskiego reportera przyglądającego się ogarniętej wojną domową Angoli w 1975 roku. Ricardo (bo tak do dziennikarza zwracają się zagraniczni znajomi) nie chce czekać w rozsypującej się stolicy kraju, lecz pragnie udać się na południowy front i niczym Marlow z Jądra ciemności poznać dowodzącego nim, portugalskiego renegata generała Farusco. Jeszcze dzień życia oddaje skomplikowane realia rozpadających się kolonialnych imperiów, w przystępnej formie przybliża postać Ryszarda Kapuścińskiego, a przy okazji ma ciekawą stronę formalną. Jak to mówią: "szkoły pójdą". No i bardzo dobrze. 

#5. Czarne bractwo. BlacKkKlansman


Spike Lee pokazuje wielkiego, sążnistego "faka" Donaldowi Trumpowi i jego polityce. Robi to przenosząc widzów w sam środek lat 70., do małego miasta Colorado Springs, w którym pracę zaczyna pierwszy czarnoskóry policjant Ron Stallworth (w tej roli dorównujący słynnemu ojcu urokiem i talentem John David Washington). Ale na tym nie koniec, bo młody funkcjonariusz podejmuje się inwigilacji lokalnego oddziału Ku Klux Klanu... stając się jego członkiem. Ta szalona historia oparta jest autobiograficznej książce Stallwortha, choć Spike Lee przyprawił ją znakomitym poczuciem humoru, energią, siecią popkulturowych nawiązań i świetnym montażem. Równocześnie, historia czarnego członka Klanu zostaje wpisana w napięcia rasowe współczesnej Ameryki, z którymi administracja centralna kompletnie sobie nie radzi. Współczesna, interwencyjna, a może wręcz populistyczna wymowa filmu może przeszkadzać, ale nie jest w stanie przyćmić jego walorów.

#6. Tajemnice Silver Lake


Za mało biorę narkotyków, żeby w pełni dać się porwać takim filmom, ale mimo wszystko doceniam i polecam Tajemnice Silver Lake. Przytłumiony i coraz bardziej wymięty Andrew Garfield przemierza Los Angeles w poszukiwaniu zaginionej dziewczyny, a równocześnie utwierdza się w przekonaniu, że światem rządzą szyfry, tajne kody i przekazy podprogowe. Na swojej drodze spotyka głównie piękne dziewczyny (filmowane, jak zdaje się nas przekonywać reżyser, z jedynie słusznej perspektywy pośladkowej) i korzysta ze zgromadzonej popkulturowej (czy wręcz pulpowej) wiedzy. Tajemnice Silver Lake to młodzieńcza fantazja na temat świata, skrojona pod gusta współczesnych wiecznych nastolatków. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz