środa, 7 lutego 2018

[Oscarowo] "Dusza i ciało" / "Testről és Lélekről" oraz kinowe doświadczenie z Kijowa

Jeszcze do wczoraj wydawało mi się, że to Niemiłość, najnowszy film Andreja Zwiagincewa, jest murowanym kandydatem do Oscarem w kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny". Teraz nie jestem tego już taka pewna. Da się jeszcze w Krakowie na kilku pojedynczych seansach zobaczyć Duszę i ciało, przedziwny film Ildiko Enyedi opowiadający subtelną historię miłosną rozgrywającą się w rzeźni, miejscu całkowicie pozbawionym subtelności. I zdecydowanie warto skorzystać z tej okazji. 


Jednak zanim o samym filmie, muszę podzielić się pewnym kinowym doświadczeniem. Dusza i ciało dogorywa już (sic!) na naszych ekranach, dlatego by ją zobaczyć musiałam udać się do Kina Kijów, które odwiedzam raczej rzadko. Ostatni raz byłam tam kiedy przygotowywałam się do audycji radiowej o amerykańskim filmie religijnym. Kijów oferuje bowiem około południa "seans z duszą", podczas którego wyświetla produkcje o mocno duchowym i kościelnym zabarwieniu. Oglądanie Zerwanego kłosa generalnie jest doświadczeniem granicznym i mocno niepokojącym, lecz towarzystwo pięciu zakonnic oraz dwóch pań obracających w dłoniach różaniec, tylko to potęguje. 

Kadr z filmu Zerwany kłos
W każdym razie – pokaz Duszy i ciała odbywał się w sali kameralnej. Wiedziałam, że Kino Kijów posiada dwie małe sale. Przekonałam się o tym dość boleśnie, kiedy chciałam zobaczyć już bliżej nieokreślony film w największej sali kinowej w Krakowie, a zaoferowano mi ekran wielkości chustki do nosa. Jednak sala kameralna brzmiała tajemniczo, nieznanie. I słusznie –  jest to nowo stworzona przestrzeń projekcyjna, ukryta, niczym traumatyzujący pokoik Harry'ego Pottera, pod schodami. Pamiętacie dawną kasę kina, na prawo od wejścia? Już jej nie ma, zastąpiła ją sala kameralna. 

Imponująca mozaika w foyer kina Kijów autorstwa Krystyny Zgud-Strachockiej i Bolesława Książka
Absolutnie nie krytykuję strategii Kijowa (o, jak politycznie to zabrzmiało!), jestem jednak pod wrażeniem ich pomysłu przekształcenia jednoekranowego kina z gigantyczną widownią w konglomerat małych pokoików do niemal indywidualnego odbioru. Wliczając salę klubową w podziemiach (w której oglądałam kiedyś w samotności Obcego: Przymierze), Kijów dysponuje już pięcioma salami projekcyjnymi. Zaiste niezwykłe!

Kadr z filmu Dusza i ciało
Wróćmy jednak do meritum. Dusza i ciało to budowana z niezwykłą delikatnością opowieść o miłości pomiędzy dwojgiem pracowników zakładów mięsnych. Endre jest kierownikiem – mężczyzną dojrzałym, który już stracił zainteresowanie płcią przeciwną. Romanse i związki to dla niego pieśń przeszłości, przyjemny, lecz kłopotliwy okres w życiu, który z ulga zakończył. Maria jest nowo zatrudnioną kontrolerką jakości, obsesyjnie przestrzegającą regulaminów i przepisów. Nie potrafi odnaleźć się w sytuacjach towarzyskich, ma obsesję czystości i lubi, kiedy wszystkie otaczające ją przedmioty znajdują się w idealnym porządku. 

Kadr z filmu Dusza i ciało
Opisaną dwójkę bohaterów łączy uczucie niezwykłe – także pod względem sposobu jego portretowania na ekranie. Zamiast nieustannych ukradkowych spojrzeń, skradzionych wspólnych chwil i dyskretnych muśnięć dłoni, ich miłość kwitnie we wspólnie śnionym śnie, w którym oboje są jeleniami szukającymi pożywienia. Śnie daleko wykraczającym poza wyznawane przez Marię uporządkowanie oraz nudną biurokrację dominującą w życiu Endre. 

Kadr z filmu Dusza i ciało
Dusza i ciało to film skoncentrowany na oddawaniu wrażeń, odczuć, faktur i materiałów. Obdzierane ze skóry zwierzęta w rzeźni (pokazane na szczęście bez nadmiernego epatowania okrucieństwem) przypominają o fizycznym wymiarze naszego świata, ale już ich miękkie futro, za pośrednictwem którego Maria uczy się bliskości z żywymi istotami, jest odmaterializowane, pochłaniające, wciągające w świat pozaintelektualnych przyjemności. Podobnie sami bohaterowie zawieszeni są gdzieś w sferze pomiędzy, momencie niezdecydowania, splątani swoimi przyzwyczajeniami, niedoskonałościami i uprzedzeniami. Dusza i ciało to film bardzo prosty, którego metafory jesteśmy w stanie bez problemu rozczytać w czasie projekcji, jednak równocześnie pozostawiający po sobie uczucie niepokoju. Czy spowodowane jest ono niezrozumiałymi meandrami węgierskiej duszy, czy może niekonwencjonalnym podejściem do naszej ludzkiej cielesności –  to musicie ocenić już sami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz