niedziela, 6 listopada 2016

"Przełęcz ocalonych" / "Hacksaw Ridge"

Trudno spodziewać się nudy, kiedy głównym bohaterem filmu wojennego jest pacyfista. Przełęcz ocalonych to oparta na faktach historia młodego Desmonda Dossa, który po ataku na Pearl Harbor zaciąga się do wojska by służyć jako sanitariusz. Pragnący całym sercem służyć ojczyźnie chłopak, napotka jednak na swojej drodze wiele przeszkód, gdyż jako adwentysta dnia siódmego już podczas pierwszych dni szkolenia odmawia użycia broni. (Tyle. Spoilery to zło!)


Ten iście karkołomny pomysł zaświtał w głowie reżysera Mela Gibsona, ewidentnie próbującego swoim nowym filmem odkupić dawne winy (czyt. antysemickie pijackie wybryki). Przełęcz ocalonych to wariacja na temat starej jak świat amerykańskiej zasady "leave no man behind", będącej również podstawą fabuły innego drugowojennego hitu, Szeregowca Ryana (1998). Części wspólnych jest z resztą więcej - film Gibsona wyraźnie nawiązuje do produkcji Spielberga w mocnej, kilkunastominutowej sekwencji szarży żołnierzy, od samego początku skazanych na śmierć z ręki ukrytego w potężnych fortyfikacjach wroga. 


Przełęcz ocalonych jest filmem pełnym paradoksów. Z jednej strony to kolejna epicka opowieść o bohaterstwie i wierze w boską opatrzność - produkcja skrojona idealnie pod gusta oscarowej Akademii. Jednak z drugiej jest pełną kuriozalnych scen przypowieścią o prostaczku pokroju Forresta Gumpa, naiwnego chłopka-roztropka wrzuconego w sam środek wojennej zawieruchy. Co więcej, niektóre sceny wydają się jakby żywcem przyklejone z taniego horroru lub kina eksploatacji i aż trudno uwierzyć, że reżyser umieścił je w filmie "na serio". Wydaje się wręcz, że w czasie realizacji za jego plecami czaiło się jego trollerskie alter-ego, równoważące każdą świetną scenę drobną niedorzecznością podważającą poważną wymowę całości. 


Ukrywające się w filmie osobliwości są na szczęście kompensowane przez znakomite aktorstwo. Na pierwszy plan wybija się przede wszystkim Hugo Weaving jak ojciec bohatera, lecz również występujący w głównej roli ex-Spiderman Andrew Garfield dzielnie dźwiga ciężar swojej postaci. Mimo to niestety nie zaliczę Przełęczy ocalonych do pocztu moich ulubionych filmów o dzielnych amerykańskich chłopcach. Bo choć nie mam poczucia straconego czasu i pieniędzy, to jednak nie jestem całkowicie przekonana co do wojennych impresji Mela Gibsona. Podskórnie czuję, że coś tu nie zagrało. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz