wtorek, 26 kwietnia 2016

#13 filmów z tegorocznej OFF CAMERY

Na wstępie - to nie jest post zamawiany, a jedynie zbiór moich prywatnych opinii na temat tegorocznego repertuaru festiwalu NETIA OFF CAMERA.

Podobnie jak na każdym festiwalu, również i na krakowskiej OFF CAMERZE można zagubić się w repertuarze (który można znaleźć tu). Stąd pomysł publikacji tego posta, który może służyć jako zestaw drobnych wskazówek przy ustalaniu waszego festiwalowego harmonogramu. (Kolejność filmów przypadkowa)


OFF CAMERA to dobra okazja do nadrobienia przeoczonych polskich filmów. W tym roku szczególnie warto zwrócić uwagę na następujące rodzime tytuły (wszystkie biorą udział w konkursie polskich filmów fabularnych).

#1. Demon (bo jest po prostu świetny!)
#2. Intruz (proste i niezwykle solidne kino)
#3. Karbala (nie jest to może wybitny film, ale zdecydowanie zasługujący na naszą uwagę. Bowiem po pierwsze dotyczy najnowszej historii Polski - a to jak wiemy jest ewenement, a po drugie stanowi istotny skok jakościowy w stosunku do produkcji w rodzaju Demonów wojny wg Goi (1998))
#4. Córki dancingu (polecam zwłaszcza tym, którzy nadal uważają, że polskie kino jest nudne i przewidywalne)
#5. Moje córki krowy (też jeszcze nie widziałam, ale wieść gminna niesie, że warto. )

Wszyscy zmartwieni zbyt dużą ilością kilometrów, która dzieli nasz kraj od festiwalu w Sundance, mogą na otarcie łez wybrać się na seans nagrodzonego tam filmu (#6) Czarownica (niestety w repertuarze jest tylko jeden seans, za to w kinie Kijów, więc nie powinno być problemów z biletami). Ten kameralny horror (1 mln $ budżetu) rozgrywający się wśród Purytanów zamieszkujących niepokojącą Nową Anglię stał się nieoczekiwanym hitem zeszłorocznego box-office'u i faworytem krytyków. Jego reżyser, debiutant Robert Eggers planuje już kolejny film: remake klasycznego Nosferatu (1922). Czekamy!


Na naszą uwagę zasługuje też bywalec większości ostatnich festiwali - subtelny dramat 45 lat (#7) z pełną gracji Charlotte Rampling i legendą brytyjskiego kina Tomem Courenayem (Samotność długodystansowca, 1962). Numer #8 na mojej liście zajmuje podmiejska amerykańska Golgota czyli Cake z Jennifer Aniston. To ciekawa alternatywa dla ostatnich (głupawych) wyczynów aktorki w filmach takich jak Szefowie  wrogowie czy Millerowie. Aniston wciela się tu w (już zupełnie nieprzypominająca nam Rachel z Przyjaciół) kobietę zmagającą się ze stratą dziecka i nieustannie towarzyszącym jej fizycznym bólem. 


Kolejne dwa tytuły dotyczą kwestii rasowych - zawsze w jakiś sposób obecnych w ofercie OFF CAMERY (pisałam o tym w artykule (Nie)znane kino). Pierwszy to dokumentalny film A Ballerina's Tale (#9) o pierwszej czarnej solistce American Ballet Theatre. Call me old-fashioned, ale lubię filmy o ludziach, którym udało się osiągnąć sukces mimo przeciwności losu. Numer #10 to fabularna Belle, oparta na losach czarnoskórej angielskiej arystokratki Dido Elizabeth Belle.


A na koniec trzy mniej pochlebne akcenty, czyli filmy, do których należy podejść z pewną nieufnością:

#11. El Clan
Historia argentyńskiej rodziny, która oprócz uczciwego interesu, para się również porwaniami i wymuszeniami. Całość dopełnia kontekst polityczny - główny bohater (w tej roli znakomity Guillermo Francella, znany polskim widzom z Sekretu jej oczu) jest byłym funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa. Film niestety jest skrajnie nierówny: miota się pomiędzy kinem społecznie zaangażowanym, a barokowym stylem rodem z dzieł Martina Scorsese, przez co oglądanie go wymaga sporego wysiłku.

#12. Kosmos
Sama nie widziałam, ale przez wrodzoną uczciwość cytuję wypowiedź koleżanki, która miała okazję zapoznać się z tym ostatnim dziełem Andrzeja Żuławskiego:
"Abstrakcja, i to męcząca. Na Filmwebie dostał jedynkę, a to bardzo rzadka ocena u mnie. Ludzie w kinie mieli ewidentnie dość, 80% z nich spało. Lubię myśleć, że Gombrowicza da się zrozumieć, ale tu nie dało się zrozumieć kompletnie niczego."

#13. Partisan
Reklamowany jako kolejne wcielenie genialnego Kła Lantimosa, Partisan mimo świetnych zdjęć i plenerów, rozczarowuje powierzchownością. Stworzony przez reżysera świat nie fascynuje i znika zaraz po zakończeniu seansu.


Pamiętajcie, że tegoroczna Off Camera połączona jest z SerialConem. Wydaje się to bardzo dobrą inicjatywą (dzięki temu festiwalowa sekcja serialowa nabierze znaczenia, a sam SerialCon zyska dobrego partnera), choć boję się że serialconowe wydarzenia mogą się nieco zagubić w festiwalowym rozgardiaszu. Pełny program wydarzenia można znaleźć tu.

Do zobaczenia na OFFie!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz