wtorek, 15 września 2015

"Karbala"

Reżyser Karbali, pierwszego polskiego filmu o wojnie w Iraku, przed rozpoczęciem zdjęć z pewnością obejrzał nie raz Helikopter w ogniu Ridleya Scotta, traktując go jako swoje główne źródło inspiracji. Niestety potraktował go zbyt dosłownie, zapominając, że zamiast wielomilionowego budżetu robi film w polskich warunkach.


Dlatego sprawdzająca się w Hollywood trzęsąca się kamera "z ręki" w przypadku "Karbali" nie dodaje autentyczności, a jedynie irytuje, podobnie zresztą jak operowe zawodzenie nieprzydające filmowej historii ani grama dostojeństwa i tragizmu. Irakijczycy poruszają się chaotycznie po stworzonym z dykty i tektury polu bitwy, a przemiana jednego z głównych bohaterów filmu (Antoni Królikowski) jest niewiarygodna i tandetna.


Wszystkie wyliczone przeze mnie zarzuty nie oznaczają jednak, że Karbala jest filmem złym i nie do oglądania. Oczekiwanie na kolejne konfrontacje jest pełne napięcia, problemy polskich żołnierzy wywołują współczujący uśmiech, a Bartłomiej Topa w roli dowódcy oddziału wzbudza sympatię swoim zrezygnowanym i pełnym pogodzenia z losem podejściem do nieustannej beznadziei.


Ogromnym plusem jest fakt, że wreszcie mamy okazję obejrzeć film na temat współczesnego konfliktu zbrojny, zamiast maglowanego do znudzenia tematu II wojny światowej. Ponadto twórcy Karbali nie szczędzą widzom interesujących spostrzeżeń na temat geopolitycznej sytuacji słabych państewek w rodzaju Polski czy Bułgarii, zawsze muszących się podporządkowywać Wielkiemu Bratu (niegdyś Związkowi Radzieckiemu, obecnie Stanom Zjednoczonym).


Karbala nie wychwala też pod niebiosa polskiego bohaterstwa - zwycięstwo jest osiągnięte tam z obowiązku i bez zbędnego heroizmu. Zamiast szaleńczego biegu z szablami na czołgi, polscy żołnierze planują spłaty rat kredytów i remonty mieszkań, za które zapłacą zarobionymi w trakcie misji pieniędzmi. I choć oczywiście film wpisuje się w odwieczny polski kompleks "niedocenienia", to równocześnie bardzo mocno pokazuje jak bardzo nie byliśmy przygotowani do wyjazdu do Iraku - nasze samochody wojskowe rozlatywały się i wzbudzały śmiech sojuszników, a radiotelefony psuły się i zacinały.


Porównując Karbalę z innym polskim filmem na temat współczesnych konfliktów zbrojnych, Demonami wojny według Goi (gdzie nie było ani Goi ani sensu), łatwo zauważyć, że zrobiliśmy duży krok w kierunku polskiego kina, które potrafi opowiadać nie tylko o historii, lecz również o tym co dzieje się obecnie. Szkoda tylko, że robimy to tak chaotycznie, nieoryginalnie i korzystając z klisz rodem z amerykańskiego kina wojennego (scena z polską flagą!).

Krótko mówiąc: Karbala nie powoduje zespołu szoku pourazowego, ale stać nas na więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz