niedziela, 24 sierpnia 2014

"Magia w blasku księżyca" / "Magic in the Moonlight"

Dostaliście w prezencie śliczne, bladoróżowe pudełeczko, ozdobione niesamowitą ilością wstążek, małych piórek i koralików.


Wiecie od początku, że nie skrywa w sobie nic cennego. Delikatnie odpakowujecie podarek, a w środku znajdujecie przeuroczo ozdobioną przez mistrzów cukiernictwa czekoladkę. Dziwicie się, że tak zdolni ludzie tracili czas na taki drobiazg, ale docenianie ich kunszt i pomyslowość. Czekoladka rozpływa się ustach, nadzienie toffi z lekką nutką alkoholu powoduje miłe mrowienie. Po chwili po czekoladce nie ma śladu, pudełko, po chwili zastanowienia wyrzucacie do kosza, nie chcąc zagracać sobie biurka kolejnym bezsensownym bibelotem. Słodka przekąska poprawiła wasz humor i podkręciła apetyt. Zaczynacie się rozglądać za obiadem.

Najnowszy film Woody'ego Allena, "Magia w blasku księżyca" jest właśnie taką czekoladką. Ogląda się go z wielką przyjemnością, choć ilość prostodusznej naiwności (o którą nieposądzalibyśmy reżysera) może irytować bardziej wymagających widzów.


Główny bohater, Stanley, grany z ogromnym wdziękiem przez Colina Firtha jest wierzącym w rozum i naukę iluzjonistą. W wolnych chwilach zajmuje się demaskowaniem oszustów i hochsztaplerów, tropieniem kłamstw fałszywych mediów i telepatów. Poproszony o pomoc przez przyjaciela po fachu Howarda (Simon McBurney) przybywa do Francji, by zbadać paranormalne umiejętności młodej Amerykanki Sophie (Emma Stone). Początkowy sceptycyzm i podejrzliwość ustępują miejsca zaciekawieniu i zachwytowi, a Stanley zdaje sobie sprawę, że być może istnieją zjawiska, których nie da się objąć rozumem...


Intryga i puenta filmu nie zaskakują, a pomimo to perypetie bohaterów śledzi się z zainteresowaniem. Tragikomiczne wypowiedzi Stanleya to istny popis scenariuszowej wirtuozerii. A aktorstwo, choć bardzo przerysowane i teatralne, nie sprawia widzowi przykrości i dodaje całej historii uroku.


Po ciężkim i poważnym "Blue Jasmine" Allen daje nam odetchnąć. Robi film ładny, lekki i przyjemny, typowy "feel-good movie". Idealny na deszczowy krakowski dzień.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz