niedziela, 20 października 2013

"Grawitacja" / "Gravity"

W czasach zimnej wojny, kosmos stał się „nowym pograniczem”. Miał być zdobywany z wielkim trudem i poświęceniem podobnie jak sto lat wcześniej Dziki Zachód. Propagandowo miało być to udowodnienie wyższości człowieka nad naturą, walką o lepsze jutro dla przyszłych pokoleń. W rzeczywistości było kolejnym polem rywalizacji pomiędzy dwoma największymi mocarstwami XX wieku – USA i ZSRR.
I choć w obecnych czasach wydatki rządu amerykańskiego na dalsze badania przestrzeni kosmicznej zostały znacznie ograniczone, a ostatni w pełni krajowy program lotów wahadłowców zakończył się w roku 2003, Amerykanie, podobnie jak ludzkość, nie przestali marzyć o kosmosie.



Alfonso Cuaron ma jednak inne zdanie. Już na początku filmu „Grawitacja” informuje nas wprost, białymi literami na czarnym tle - „życie w kosmosie jest niemożliwe”.

Zaczyna się, jak u Hitchcocka – trzęsieniem ziemi. Grupa astronautów pracuje nad rutynową misją – naprawą modułów przesyłu danych w teleskopie Hubble'a. Idylliczna atmosfera międzyrasowej współpracy nie trwa jednak długo – do statku z ogromną prędkością zmierza deszcz kosmicznych odpadów. Zdziesiątkowana drużyna w postaci Matta Kowalsky'ego (George Clooney) oraz dr Ryan Stone (Sandra Bullock), oddalona od bazy siłą odrzutu, próbuje wrócić na pokład i uratować swoje życie.



W kosmosie, co podkreślają długie ujęcia kamery, jest pusto i samotnie. Nie jest jednak nudno i melancholijnie, ani dla widzów ani dla bohaterów. Reżyser nie daje nam odpocząć, od początku do końca moderując napięcie tak, by oglądający ani na chwilę nie mógł odwrócić wzroku od ekranu. Potrafi zaskoczyć i prowadzić na manowce. Przekonani o swoim filmowym obyciu z pewnością prorokujemy o dalszym rozwoju akcji, rozczarowując się na każdym kroku.




Grawitacja” to głos wołający, że kosmos nie jest nowym terytorium, którego zdobywaniu powinna poświęcić się ludzkość. Kosmos to przede wszystkim nieokiełznywalny żywioł, który bez litości zniszczy wszystko, co nie jest jego immanentnym elementem. Trudno szukać w „Grawitacji” subtelnej i metafizycznej muzyki sfer, rodem z „Drzewa życia”. Jest tu jedynie czysty survival, z góry skazany na porażkę. I tylko cud nas może uratować.

Zdecydowanie warto.  

1 komentarz:

  1. To nie tak, że "kosmos nie jest nowym terytorium, którego zdobywaniu powinna poświęcić się ludzkość. Kosmos to przede wszystkim nieokiełznywalny żywioł, który bez litości zniszczy wszystko, co nie jest jego immanentnym elementem".

    Po pierwsze: WSZYSTKO jest immanentnym elementem kosmosu. My jesteśmy kosmosem i badamy kosmos. Jesteśmy stworzeni z kosmosu i wręcz nienaturalne by było, gdybyśmy nie próbowali go eksplorować.

    Po drugie, jeśli już jakieś przesłanie niesie ten film, to dwojakie:
    1) Nigdy się nie poddawaj, nawet jeśli sytuacja wydaje się kompletnie beznadziejna. Zamiast rozpaczać, myśl logicznie i powoli analizuj swoją sytuację, a może wpadniesz na pomysł, który Cię uratuje.
    2) Nie strzelaj do satelitów rakietami. ; )

    Po trzecie: "kosmos nie jest nowym terytorium, którego zdobywaniu powinna poświęcić się ludzkość".

    Ludzkość faktycznie nie „powinna” tego robić. Ona MUSI to robić, bo prędzej czy później - to tylko kwestia rachunku prawdopodobieństwa - zmiecie naszą cywilizację jakiś kamol, tak samo jak zmiótł dinozaury. Musimy mieć "Ziemię b", albo przynajmniej możliwość życia na planetach pokroju Marsa. Inaczej, po prostu, wyginiemy.

    To właśnie jest tym drugim - tym razem na serio - przesłaniem filmu. Bo co tam widzimy? Wspaniałą technologię, z której jesteśmy tak dumni, która zostaje zmieciona dosłownie w pył przez zwykły przypadek. Sytuacja tej niewielkiej załogi, promu i stacji to alegoria sytuacji, w której znajduje się obecnie cała ludzkość. Jesteśmy dumni i bladzi z tego, co mamy… Ale wystarczy jeden wypadek - kilka mikroskopijnych w skali kosmosu kamieni - i znikniemy.

    OdpowiedzUsuń